- Może byłoby dla
niego lepiej, gdyby
umarł. – Czarownik
spojrzał na
Williama, jego ciemnymi złoto-zielonymi oczami. –
Każde życie kiedyś się kończy,
Will. Kiedy go wybierałeś, wiedziałeś, że umrze przed
tobą.
Mechaniczna księżniczka
-
Magnus! – krzyknęła zdziwiona Izzy.
Chłopak nie ruszył się z
miejsca, wciąż stał oparty o żelazną bramę. Dziewczyna podeszła niepewnie do
czarownika. Był ubrany w długą, czarną pelerynę, a na głowie miał kaptur. W
jego oczach krył się wielki smutek i gorycz.
- Chodź. On nie będzie czekać – powiedziała wskazując głową
czarny powóz zaprzężony w konie ciemne niczym bezgwiezdna noc.
- Ale oni mnie nie wpuszczą – powiedział bezbarwnym głosem.
- Już mówiłam, ja to załatwię – odpowiedziała, a pewność w
jej głosie zadziwiła ją samą.
Magnus westchną z rezygnacją, ale podążył za dziewczyną w
stronę powozu zaparkowanego przy chodniku. Gdy podeszli bliżej Izzy usłyszała w
głowie głos Cichego Brata. Podziemny
nie wejdzie do Cichego Miasta.
- On. Idzie. Z nami. – powiedziała wolno, akcentując każde
słowo.
- Isabelle ma rację – poparł ją Jace, wychylając się przez
otwarte drzwi powozu. – A co z porozumieniami? Czy nie nakazują traktować
przyziemnych jako równych sobie? – głos Jace’a był twardy.
Zapadła długa cisza, ciągnąca
się w nieskończoność. W końcu Cichy Brat przemówił. Jeżeli reszta Braci się zgodzi, a nie sądzę, żeby tak się stało,
przyziemny będzie mógł wejść do Cichego Miasta.
Wsiedli do powozu. Izzy przez całą drogę nie opuszczała
nadzieja. Nikt nic nie mówił. Magnus wyglądał przez okno, a jego twarz skryta
była w cieniu. Jace miał spuszczoną głowę, oczy utkwił we własne dłoniach
splecionych na kolanach, a Maryse wpatrywała się tępo w przestrzeń. Tylko Izzy
wierciła się niespokojnie rozglądając się po wnętrzu powozu. Wszystkie ściany
pomalowane były na czarno, a kanapy wyściełano krwistoczerwonym aksamitem.
Ciemne zasłony były rozchylone, a przez okno wpadało blade światło.
Powóz stanął, po kolei wysiedli i weszli na teren starego
cmentarza. Cichy Brat przemkną niczym zjawa, stając między nimi a posągiem
anioła strzegącym tajnego wejścia do Cichego Miasta. Zaczekajcie tutaj, a ja porozmawiam z resztą Braci. Powiedział
i zniknął, jakby zapadł się pod ziemię.
Nocni Łowcy stali w zbitej grupce i rozmawiali szeptem.
- Jak myślicie, co zrobią Cisi Bracia? – zapytała Izzy.
Mimo, że na dworze było ciepło dziewczyna drżała.
- Nie wiem czy kiedykolwiek jakiś podziemny wszedł do
Cichego Miasta – zauważył Jace.
Magnus stał na uboczu, jednak słyszał całą rozmowę. Kaptur
spowijał jego twarz w cieniu. Stojąc nieruchomo w czarnej pelerynie, wyglądał
jak posąg wykuty w ciemnym marmurze.
Na cmentarzu było cicho, cały gwar miasta zamilkł odgrodzony
zapewne potężnymi zaklęciami.
Nocni Łowcy odwrócili gwałtownie głowy, gdy za nimi pojawiał
się Cichy Brat, jakby wyrósł spod ziemi.
Możecie wejść- zabrzmiało w ich głowach.- Podziemny
też.
Wszyscy podążyli za Cichym Bratem w stronę ukrytego wejścia
do Cichego Miasta, które było teraz otwarte.
Magnus dopiero po chwili do
nich dołączył.
Gdy zeszli po stromych kamiennych stopniach, stanęli w
wąskim korytarzu o marmurowych ścianach, w kinkietach wisiały pochodnie z
magicznym światłem. Było tu zimno, a stare mury pachniały kurzem i wilgocią.
Cichy Brat zaprowadził ich do wielkiego pomieszczenia,
wyłożonego od podłogi po sufit białym marmurem. Na ścianach wyryte były
czerwone runy, wyglądały jak zabarwione krwią. W pomieszczeniu paliły się
tysiące świec, kładąc migotliwe cienie na jasny marmur.
Isabelle zatrzymała się w pół kroku zauważając stos białego drewna
i spoczywającą na nim sylwetkę spowitą w jedwab. Łzy zabłysły jej w oczach,
jednak szybko wytarła je wierzchem dłoni.
Maryse i Jace stanęli w pobliżu stosu. Twarz chłopaka znów
spowijała kamienna maska, a kobieta była bardzo blada, chociaż mogło to być
spowodowane drgającym światłem świec.
Magnus nie wszedł od razu do pomieszczenia.
Stanął w drzwiach i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w stos na środku
pomieszczenia. Na jego twarzy widać było cierpienie.
- Isabelle – głos Maryse był słaby i cichy.
Dziewczyna podeszła do matki i stanęła po jej prawej
stronie, po jej policzkach popłynęły długo powstrzymywane łzy.
Jace stał w pewnym oddaleniu
od nich i wpatrywał się niewidzącymi oczami w ciało przykryte białym jedwabiem.
Magnus oddychał szybko i płytko. W żaden sposób nie był w
stanie zmusić się, żeby podejść do Nocnych Łowców. Nie wiedział, co ma zrobić. Czuł
jakby nogi, na stałe, przyrosły mu do ziemnej, marmurowej posadzki. Sala wirowała
mu przed oczami, kręciło mu się w głowie.
Dopiero, gdy stos zaczął płonąć- jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki- z wielkim wysiłkiem poruszył się z miejsca, podchodząc do źródła
ognia.
Dławiący dym unosił się leniwie w górę, tworząc szarą,
drgającą kolumnę łączącą podłogę z sufitem upstrzonym czerwonymi runami.
Isabelle odsunęła się od matki, stając po drugiej, niewidocznej
dla Magnusa, stronie stosu. Tylko niewyraźny zarys jej sylwetki widoczny
poprzez gęstniejący dym zdradzał jej obecność.
Czarownik skierował się do dziewczyny. Ta wpatrując się, przez
łzy, w płomienie nie zauważyła jego nadejścia, gdy położył jej rękę na
ramieniu, wzdrygnęła się gwałtownie.
Dziewczyna, którą ujrzał była tak różna od Izzy jak tylko
było to możliwe. Zawsze wyniosła i opanowana, teraz łkała cicho chowając twarz
w dłoniach.
Magnus odwrócił od niej wzrok, spoglądając na stos, a po
jego policzkach popłynęły gorące łzy. Jasne drewno zaczęło już ciemnieć, jednak
biały jedwab spowijający ciało nie spalał się, chociaż znajdował się w samym sercu
płomieni.
Czarownik nie widział Jace’a i Maryse poprzez gęsty dym,
którego kolumna zdawała się znikać z wysokim sklepieniu Sali.
Izzy spojrzał ma Magnusa
wielkim szklistymi oczami, w których malował się wielki smutek.
Wyglądała teraz jak mała, zagubiona dziewczynka potrzebująca
pomocy. Czarownik pospiesznie wytarł łzy wierzchem dłoni i objął Izzy ramieniem.
Dziewczyna oparła głowę na jego piersi i zamknęła oczy. Jej długie, czarne
rzęsy były mokre od łez.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę długo zajęło mi napisanie
tego rozdziału, ale w końcu jest. :-)
Przepraszam wszystkich,
którzy czekali na niego.
Było tyle spraw… nie ważne. Rozdział
w końcu jest i to się liczy.
Za błędy i literówki
przepraszam.
~~ Lightwoodówna ~~
P.S. czytasz => komentuj
To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.