środa, 31 grudnia 2014

Sczęśliwego Nowego Roku !!

Magnus już przygotował imprezkę :) Wszyscy gotowi na przyjęcie...
Będzie... będzie zabawa, będzie się działo !!!


Mam do ws wielką prośbę :) Zróbcie coś, żeby zmotywować mnie do dalszego pisania... to bardzo ważne, bo nie mam siły pisać i nie wiem czy jest jeszcze dla kogo :)

~~ Lightwoodówna~~

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 5



         Jest kolejny rozdział :) mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do czytania i pozostawienia  po sobie śladu


Było już późne popołudnie, gdy skończyli dyskusje na temat młodej likantropki. Dziewczyna cały czas spała.
Stanęło na tym, że Magnus ma spróbować razem z Catariną odzyskać jej wspomnienia.
         Clary poszła razem z Jace’em do Taki. Wszyscy wiedzieli, że z przyjęcia urodzinowego nici.
Izzy i Simon opuścili dom Magnusa bez słowa wyjaśnienia. Alec widział przez okno, jak idą w stronę Manhattanu.

         - Czym się martwisz? – zapytał Czarownik podchodząc do chłopaka.
         - To nic – westchnął Alec, odwracając wzrok, gdy Izzy zniknęła za rogiem.
         - Przecież widzę. – Magnus nie dawał za wygraną.
         - Chodzi o tą dziewczynę – wyjaśnił, siadając na kanapie. – Ona mi powiedziała, że „ON” kazał jej coś zrobić – powiedział, przeczesując ręką splątane włosy. Po chwili dodał – Natasha ma brata – wampira- ma na imię Toby.
         Magnus zmrużył oczy, siadając koło Aleca.
         - Toby? – Czarownik zdawał się być zdumiony. – Nie należy do klanu… chyba, że dołączył już po upadku Sebastiana… - Magnus zerknął na Aleca. Chłopak spał rozparty na kanapie. Czarownik uśmiechnął się sam do siebie.

***

Izzy poszła z Simonem do jego mieszkania. Było strasznie puste bez Jordana. Isabelle starała się o nim nie myśleć wchodząc do kuchni, gdzie na lodówce wisiały fotografie śmiejących się Jordana i Mai.
Dziewczyna nie widziała likantropki od czasu wojny z Sebastianem.
- Iz. Chcesz kawę? – zapytał Simon, stawiając czajnik na kuchence.
- Nieee… masz wino? – odparła, masując sobie skronie.
Simon otwierał kolejne szafki, sprawdzając ich zawartość. Z jednej wyjął smukłą butelkę z ciemnego szkła.
- Jest tylko coś takiego – powiedział, stawiając butelkę na blacie.
- Może być – mruknęła dziewczyna, nie podnosząc głowy.
Po chwili czajnik zaczął gwizdać, a Simon szybko zdjął go z kuchenki i zalał sobie kawę.
Izzy sięgnęła po butelkę. Wino było słodkie, ale dość mocne. Miało dziwny, metaliczny posmak, ale dziewczynie to nie przeszkadzało.

***

Alec nie mógł spać w nocy. Wciąż myślał o młodej likantropce. Dziewczyna spała teraz w pokoju obok. Chłopak współczuł jej, straciła brata i została wilkołakiem, to było straszne przeżycie. To wszystko wydawało mu się bardzo dziwne. Alec czuł, że brakuje im jeszcze wielu elementów układanki.
Z Natashą było coś nie tak, ale chłopak jeszcze nie wiedział, co.
Alec ziewną. Chociaż był zmęczony, nie mógł zasnąć. Przewrócił się na drugi bok i przytulił się do Magnusa. Czarownik westchnął przez sen.

***

Obudziła się rano w łóżku Simona. Miała na sobie rozwleczony T-shirt i krótkie spodenki. Nic z tej garderoby nie należało do niej. Uniosła się na łokciach i od razu tego pożałowała. Głowa jej pękała, przed oczami zobaczyła kolorowe plamy. Jęknęła i opadła powrotem na poduszki. Zamknęła oczy, było jej niedobrze. Przygryzła wargę.
Przez uchylone okno dobiegał hałas ulicy. Poranne słońce przebijało się przez cienkie zasłony. Ponad tym wszystkim usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła lekko powieki. Do pokoju wszedł Simon, w ręce trzymał szklankę wody.
- Jak się czujesz? – zapytał szeptem, podchodząc do Isabelle.
Dziewczyna zamknęła ponownie oczy. Czuła nieznośny, pulsujący ból w skroniach.
- Gdzie moja stela? – zapytała cicho.
- Zaraz ci przyniosę – odparł Simon.
Chwilę później wrócił, niosąc przedmiot nieco większy od długopisu wykonany przezroczystej, lśniącej substancji.
- Daj mi ją – zażądała Izzy i nie zważając na pulsujący ból, podniosła się na łokciach.
- Nie – powiedział krótko Simon. – Ja to zrobię – dodał, popychając dziewczynę delikatnie na poduszki.
Dziewczyna wydała jęk sprzeciwu.
- Nie znam jeszcze wszystkich run, ale tą umiem. – Mówił lekko rozbawionym głosem.
Śmieje się, że się upiłam – pomyślała Izzy, ale wyciągnęła posłusznie rękę. Simon delikatnie ją ujął. Czubkiem steli nakreślił runę Iratze na wnętrzu jej nadgarstka.
Isabelle czuła lekkie pieczenie towarzyszące rysowaniu znaków, ale pulsujący ból głowy powoli mijał.
Dziewczyna zamrugała. Po bólu nie było śladu. Czuła się już dobrze. Choć wciąż miała mdłości. Uśmiechnęła się blado.
- Dzięki – powiedziała i pocałowała Simona w policzek.
Szybko wstała z łóżka ze zwinnością kota i przeciągnęła się, ziewając.
- Ile wypiłam? – zapytała, rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań.
Simon się zawahał.
- Całą butelkę – odparł w końcu.
Izzy westchnęła.
- Gdzie są MOJE ubrania? – zapytała, spoglądając pytająco na chłopaka.
- W salonie – odpowiedział.
Dziewczyna wyszła z pokoju.


***

Gdy się obudził, Magnusa nie było. Na jego poduszce, obok Prezesa Miał, leżała złożona kartka i jedna czerwona róża. Alec podniósł się na łokciach i wziął karteczkę. Przebiegł wzrokiem po starannym piśmie Magnusa.

„Nie chciałem Cię budzić, jestem u Catariny.
Nie wiem, kiedy wrócę. Likantropka jest ze mną.
Postaramy się czegoś dowiedzieć

Kocham Cię
Mags. :-*”

Alec uśmiechnął się lekko. Podniósł różę i wstawił do wazonu na komodzie, w którym stały czerwone lilie. Miała szkarłatny kolor, świeżo przelanej krwi. Jej słodki zapach rozchodził się po pokoju.

Chłopak ubrał się szybko i postanowił iść do Instytutu. Nie był tam już od kilku tygodni. Co prawda, wczoraj był na „przyjęciu” Jace’a, ale to się nie liczyło.
Dzisiaj, wszystkie wczorajsze wydarzania wydawały mu się pokręconym snem.
Wyszedł z mieszkania. Nie zakluczył drzwi, bo nikt nie odważyłby się okraść Wysokiego Czarownika Brooklynu.
Chłopak wyszedł na ulicę, zimny wiatr szczypał go w nos. Delikatnie prószący śnieg tworzył biały puch na poboczu. Przykrywał gołe gałęzie nielicznych drzew i szczyty wysokich latarni.
Tylko ulica nie była biała, pokrywało ją coś podobnego do błota. Samochody rozpryskiwały brudny, roztopiony śnieg na chodniki i przechodniów.
Uroki zimy w Nowym Jorku – pomyślał Alec wchodząc na stację metra. Gdyby nie okropna pogoda, poszedłby do Instytutu na pieszo.
W metrze było duszno i tłoczno. Przemoczeni i spoceni ludzie cisnęli się na siebie, popychani i szturchani łokciami przez innych.
Alec odetchnął z ulgą, gdy wyszedł znów na mroźną ulicę. Miał jeszcze kilka przecznic do przejścia.
         Gdy dotarł na miejsce, był cały pokryty białym puchem. W ciepłym wnętrzu windy śnieżynki rozpuściły się, mocząc mu włosy i kurtkę.
Winda zatrzymała się ze zgrzytem. Chłopak wyszedł na jasny korytarz. Bordowy, wytarty dywan tłumił jego kroki.
Alec poszedł do swojego pokoju, miał nadzieję, że nikt tam nie zaglądał pod jego nieobecność. Drzwi były otwarte, ale sypialnię zastał w takim samym stanie, w jakim ją zostawił. Tylko cienka warstwa kurzu pokrywała wszystkie przedmioty.
Chłopak otworzył okno i usiadł na łóżku. Nie miał pojęcia, co robić. Instytut wydawał mu się teraz obcym miejscem, niczym samotna sala izolatki. Chociaż zawsze traktował to miejsce jak swój dom, teraz wydawało mu się obce, jakby trafił w nieznane miejsce.
Nawet własny pokój, nie był już taki jak kiedyś. Wystarczyło kilka tygodnia w mieszkaniu Magnusa i już czuł, że to nie jego miejsce.
Chłopak westchną. Maił ostatnio tendencje do dramatyzowania. Zadrżało mu się to od czasu zerwania z Czarownikiem.
Magnusa nie będzie pewnie przez cały dzień. Alec nie miał ochoty siedzieć cały dzień w pustym mieszaniu na Brooklynie.
Wstał z łóżka – postanowił poszukać Jace’a. pierwsze miejsce, które przyszło mu do głowy to Sala Treningowa. Poszedł w tamtym kierunku.
Otworzył cicho drzwi i zajrzał do środka. Jace stał za Clary, trzymając ją jedną ręką w tali, a drugą poprawiał trzymany przez nią nóż.
Byli tak skupieni na sobie, że nie zauważyli Aleca.
         Rudowłosa rzuciła nożem, który przeleciał łukiem przez pomieszczenie. Wbił się w ścianę nieco ponad namalowanym białą farbą okręgiem. Chłopak nie chciał im przeszkadzać, więc zamknął drzwi.


------------------------------------------------------------------------------------------------

Jest rozdział :) mam nadzieję, że się spodobał, jeśli nie to nic się nie stało.
Ostatnio nie mam czasu żeby przepisywać rozdziały, ale coś tam naskrobałam. Przez ostatnie dwa tygodnie w kółko pisaliśmy próbne testy :/ masakra, ale nie będę się tu wam żalić…
Za wszystkie błędy, literówki i inne moje przewinienia serdecznie przepraszam. Proszę o wybaczenie.
Jak na spowiedzi xD.
Dobra kończę idę się uczyć na jutrzejszy test <3



~~ Lightwoodówna~~

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 4



Okej doczekaliście się nowego rozdziałku : ) zapraszam do czytania




Wszyscy weszli do pokoju. Likantropka zdawała się tego nie zauważyć.
Jace oparł się o rzeźbioną ramę łóżka, która zaskrzypiała. Izzy i Simon stanęli w kącie, kryjąc się w cieniu. Magnus siedział na fotelu pod ścianą, wyglądała na wyczerpanego, jego skóra przybrała chorobliwie blady odcień w niebieskawym świetle świec.
Clary wciąż wpatrywała się w młodą likantropka. Drobne ciało dziewczyny trzęsło się od powstrzymywanego szlochu. Rudowłosa zdusiła w sobie chęć przytulenia jej, nie wiedziała jak dziewczyna na to zareaguje.
Po chwili likantropka podniosła wielkie, szare oczy przepełnione łzami. Odetchnęła głęboko.
- B…byłam- zaczęła drżącym głosem. Westchnęła i zaczęła jeszcze raz, nieco spokojniejszym głosem.- Byłam w domu. Potem coś… zrobiłam, coś strasznego- ukryła twarz w dłoniach.- Nie pamiętam.- po jej policzkach pociekły łzy, nie próbowała ich powstrzymać, nie była już w stanie tego zrobić.- poszłam do lasu…gdzieś… on mi kazał… ja… ja nie chciałam- mówiła nieskładnie, oddychała szybko, na jej czole wystąpiły kropelki potu.- Wszystko mnie bolało… księżyc…- zamknęła oczy, nie mogła zrozumieć, co się stało- on mi coś zrobił… to było straszne… potem… było ciemno… byłam tu…
Wszyscy wpatrywali się w nią z nieskrywanym zdumieniem.
- Wiesz- zaczęła Clary, starała się być delikatna- wiesz, że jesteś likantropka?
Oczy dziewczyny rozszerzyły się z przerażenia.
- Czym jestem?- zapytała cicho, chwytając Clary za ramiona.
Jace napiął wszystkie mięśnie, niczym kot gotowy do skoku. Clary zacisnęła zęby, bo Natasha wbijała jej paznokcie w skórę. Rudowłosa zdjęła delikatnie jej ręce ze swoich ramion, zanim polała się krew.
- Jesteś likantropka- wilkołakiem- powtórzyła Clary.- Nasz kolega- wskazała na Simona, który dyskutował o czymś z Izzy, ale spojrzał na Clary- widział jak się przemieniałaś- chłopak pokiwał głową i wrócił do przerwanej rozmowy.
W oczach Natashy malowało się przerażenie.
- Ale… ale wy kłamiecie… to wszystko jakaś paranoja…- cały czas mamrotała coś pod nosem, po jej bladych policzkach spływały lśniące łzy. - odejdźcie ode mnie!- krzyknęła niespodziewanie.
Clary wstała z łóżka i cofnęła się kilka kroków. Jace podszedł do niej i objął ją rękami w tali, cały czas gotowy by zasłonić ją własnym ciałem.
Niespodziewanie Alec wstał i podszedł do likantropki. Usiadła brzegu łóżka. Nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia pozostałych, przytulił dziewczynę. Natasha oddała uścisk, wtulając się w jego ramię.
Oddychała szybko i drżała od płaczu. Alec cały czas szeptał jej coś do ucha.
- Mogę poprosić Catarinę, by ona spróbowała przywrócić jej wspomnienia, może razem coś zdziałamy- zaproponował zmęczonym głosem Magnus.
- Tak się da?- zapytała zdziwiona Natasha, wciąż wtulona w sweter Aleca.
Clary pomyślała, że musiała być bardzo zagubiona. Wszystko było dla niej nowe i na pewno nie wszystko jej się spodobało. Pamiętała, gdy ona musiała ogarnąć się z tym wszystkim. Wiele rzeczy wydawało jej się głupich i nierealnych, ale w końcu zrozumiała, że po tym świecie można podziewać się wszystkiego.
- Na razie musisz odpocząć- dodał Magnus wstając, wszyscy zrozumieli zawarta w tym aluzję i po kolei opuścili pokój. Tylko Alec wciąż siedział na łóżku obejmując drobną dziewczynę.
- Ja z nią zostanę- szepnął, gdy Magnus wychodził z pokoju.
Czarownik zatrzymał się w pół kroku.
         - Gdyby sobie coś przypomniała- wyjaśnił, uśmiechając się blado.


Gdy tylko Magnus zamknął drzwi, dziewczyna odsunęła się od Aleca. Miała rzęsy mokre od łez i zaczerwienione policzki.
         - Kim jesteś?- zapytała, jej głos był o wiele pewniejszy niż wcześniej.
         - Jestem Alec- oparł chłopak, dokładnie jej się przyglądając.
         Zakrwawione, brudne, złote loki opadały jej na twarz. Wyglądała na zagubioną i bezbronną, chociaż starała się być silna.
         - Masz dużo do nadrobienia- zauważył chłopak.- Nie wiesz jeszcze nic o Świecie Cieni.
         Natasha przekrzywiła głowę, mrużąc oczy. Wyglądała jak niesforny kociak.
         - Wiem o nim wystarczająco dużo, żeby twierdzić, że jest chory!- odparła, odwracając wzrok. Wydawała się nad czymś zastanawiać. W końcu przełknęła ślinę i zaczęła- mój brat… Toby- w jej oczach zalśniły świeże łzy- On poszedł… i załapał go taki dziwny chłopak… Toby umarł… umarł i przeżył, ale… ale był dziwny… niebezpieczny… on… on jest wampirem… on atakuje ludzi…- dziewczyna rozpłakała się na dobre. Łzy żłobiły jasne ślady na jej brudnej twarzy.
         - Przykro mi- powiedział Alec, nie do końca pewien jak powinien się zachować.
         Natasha spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami.
         - Ja… nie pamiętam… ale On mi coś kazał- dziewczyna trzęsła się.
         - Kto ci kazał?- zapytał delikatnie Alec, chwytając ją za ramiona.
         - On… On był straszny… On mi kazał- mamrotała dziewczyna. Zamknęła oczy i oddychała szybko.
         - Natasha… Tasha uspokój się- Alec mówił wolno, starając się uspokoić dziewczynę.- Jesteś tu bezpieczna. On tu nie przyjdzie, nic ci nie grozi.
         Likantropka zdawała się uspokajać. Opadła bezwładnie na kolana Aleca, wciąż oddychała ciężko. Chłopak westchnął i przytulił drobną dziewczynę. Blondynka płakała jak dziecko. Brunet pamiętał, gdy Isabelle była mała i przytulał ją tak jak teraz Natashę.
         Wszystkie żale, ból, strach, zagubienie zawarte były w tym jednym szlochu. Alec trzymał dziewczynę w ramionach i delikatnie ją bujał, niczym małe dziecko.
         Nie zauważył kiedy Natasha zasnęła. Odłożył ją na jasną pościel i przykrył kocem. Spojrzał na drobne ciało blondynki ułożone na wielkim łożu. Wydawała mu się delikatna jak porcelanowa lalka, delikatna i krucha. Chłopak uśmiechnął się do siebie i wyszedł z pokoju.



-------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest kolejny rozdziałek, powoli zbliżamy się do czasu, gdy w końcu zacznie się cos dziać. Niestety musicie jeszcze przemęczyć się z kilkoma nudniejszymi rozdziałkami.
Sorki za wszystkie literówki i błędy.
Miłej niedzielki i udanego tygodnia wam życzę J


~~ Lightwoodówna~~
        

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 3



Jakoś się udało i rozdziałek jest   zapraszam do czytania i komentowania.


Dziewczyna nie była ciężka. Jej bezwładne ciało było małe i szczupłe. Liczne rany od kłów i pazurów szpeciły jej okrągłą twarz.
- Gdzie ją weźmiemy?- zapytała Clary, wypowiadając to, nad czym wszyscy się zastanawiali.
- Myślałam o Instytucie- wyznała Izzy- ale nie wiem, kiedy wrócą rodzice, a nie byliby zadowoleni, gdyby ją znaleźli- dokończyła, wskazując na dziewczynę.
Zapadła cisza. Po chwili odezwał się Magnus.
- Wiedziałem, że do tego dojdzie- westchnął, kręcąc głową.- Weźmiemy ją do mnie.
Czarownik szybko otworzył portal i już po chwili znajdowali się na Brooklynie.
Duże okna przysłonięte były długimi, białymi kotarami. Jasna, skórzana kanapa stała naprzeciwko płaskiego telewizora, zawieszonego na grafitowej ścianie. Obok zawieszono kilka drewnianych półek. Pomieszczenie wyglądało dość sterylni. Przytulności dodawały mu kolorowe poduszki, na kanapie i puszysty dywan.
Pokój nie miał w sobie nic z ekscentrycznego Magnusa. Wyglądał spokojnie, zwyczajnie … i nudnie.
Clary zauważyła, że o wiele bardziej podobały jej się kolorowe, błyszczące i szalone stylizacje tego miejsca.
Magnus zabrał dziewczynę od Jace’a i zniknął wraz z nią w jednej z wielu sypialni. Alec podążyła za nim.
- Magnus, potrzebujesz pomocy?- zapytał przez zamknięte drzwi.
Po serii błękitnych błysków, otrzymał odpowiedź.
- Potrzebuję spokoju!- zagrzmiał Czarownik, wysyłając więcej świecących iskier.
Chłopak westchnął i wrócił do salonu.
- Musimy dać mu czas- odpowiedział na nieme pytanie wszystkich zebranych.- Dziewczyna ledwo żyje.
Nikt nic nie mówił. Nawet Jace się nie odzywał. Rozparł się na białej kanapie, nie zważając na błoto i topniejący śnieg, które obklejały jego buty i spodnie.
Po chwili wszyscy usiedli. Tylko Alec nadal stał, wpatrując się w jedyne, niezasłonięte okno. Od rana był podenerwowany i roztargniony.
Chłopak poszedł do kuchni. Musiał się czymś zająć, nienawidził siedzieć bezczynnie.
         Alec zrobił kawę i przyniósł ją do salonu.
         - Ktoś głodny? - zapytał dziwnie zmienionym głosem.
         - Zjadłbym konia z kopytami- powiedział Jace, rozpierając się na kanapie.- Mój tort został w Instytucie- dodał rozżalonym tonem.
         - Był pyszny - mruknęła Izzy.- Sama go piekłam.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Atmosfera w pokoju trochę się rozluźniła.
         Alec wrócili do kuchni, Clary podążyła za nim. Razem szybko zrobili kanapki. Nie rozmawiali przy tym, Alec był jakby nieobecny. Przynieśli kanapki do salonu.
         Nie zdążyli usiąść, gdy usłyszeli rozdzierający krzyk. Wszyscy zerwali się na równe nogi. Hałas dobiegał z pokoju, w którym był Magnus i młoda likantropka.
         Jace pierwszy znalazł się przy drzwiach. Na szczęście nie były zakluczone. Otworzył je zamaszystym ruchem.
         Pokój oświetlały tylko dwie durze świece, skrzące się niebieskim blaskiem. Rzucały migotliwe cienie na mahoniowe meble. Na środku stało duże łóżko z rzeźbioną ramą.
Drobna dziewczyna wyglądała na nim jak porcelanowa lalka. Blondynka miała szeroko otwarte oczy i obnażone zęby. Warczała, wpatrując się z przerażeniem w Magnusa, który stał kilka kroków od łóżka. Na rękach miał krew.
Po chwili dziewczyna odwróciła od niego wzrok i spojrzała wyzywająco na nowoprzybyłych.
Jace sięgnął do paska, za którym miał zatknięty krótki sztylet. Clary złapała go za nadgarstek.
- Chcesz ją zabić?!- syknęła mu do ucha.
- Nie…- odparł z wahaniem. Clary zmroziła go wzrokiem.- Chcę po prostu cię bronić- dodał posyłając jej niedbały uśmiech.
Clary pokręciła głową. Nie puściła, jednak jego ręki, chociaż wiedziała, że bez problemu mógłby wyrwać się z jej uścisku. Ale nie zrobił tego. Stał mierząc się z dziewczyną spojrzeniami.
Clary zrobiła krok do przodu, unosząc ręce na wysokości klatki piersiowej na znak bezbronności. Dziewczyny skupiła na niej wzrok. Clary wolno podchodziła do dziewczyny, wciąż bacznie jej się przyglądając.
Likantropka miała zainteresowany wyraz twarzy, już nie szczerzyła kłów.

         Clary doszła do wielkiego łóżka. Oddychała głęboko, żeby uspokoić szalejące serce. Nie była pewna, co może zrobić likantropka. Na razie siedziała bez ruchu, ale w każdej chwili mogła zaatakować.

         Wszyscy wpatrywali się w dziewczyny z osłupieniem.
         - Jestem Clary- przedstawiła się, siadając na brzegu łóżka. Wciąż wpatrywała się w likantropkę.
Po chwili milczenia dziewczyna odpowiedziała.
         - Natasha - jej głos był wysoki i lekko drżał.
         - Natasha, my chcemy ci pomóc- Clary czuła się już nieco pewniej. Mówiła wolno i spokojnie, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy z likantropką.
         Magnus opadł na fotel pod ścianą. Wyglądał na wyczerpanego.
         Możesz nam powiedzieć, co się stało?- zapytała Clary, czując napięcie płynące od dziewczyny.
         - Ja…- dziewczyna się zawahała, a w jej oczach zalśniły łzy.
Przygryzła wargę, zastanawiając się na czymś. W końcu westchnęła zrezygnowana i spuściła z rezygnacją głowę.- Nie pamiętam.
         - Próbowałem już z nią o tym „porozmawiać” – powiedział, kreśląc cudzysłów w powietrzu przy ostatnim słowie. – Jej wspomnienia mają duże luki, niczego nie udało mi się dowiedzieć. – westchnął, przeczesując palcami zmierzwione włosy.
         - Ale jest jakiś sposób, żeby odzyskać jej wspomnienia?- zapytał Alec, siadając na oparciu fotela Magnusa.
         - Możliwe, ale na pewno nie dzisiaj.- odpowiedział Czarownik ziewając.
         - Nie mówcie o mnie tak jakby mnie tu nie było!- powiedziała dziewczyna, a wszyscy umilkli.


-------------------------------------------------------------------------------------------------


Po wielu trudach rozdziałek skończony, wyszedł krótszy niż się spodziewałam, mam nadzieję, że wam się podoba i będziecie czekać na następny
Jeszcze raz przepraszam, że tyle musieliście czekać, szkoła po prostu mnie wykańcza, a nauczyciele zmuszają mnie do brania udziału w całej masie bezsensownych konkursów i nauki na nie…
Dobra koniec użalania się nad sobą  trzeba się cieszyć z długiego weekendu i zapomnieć o szkole chociaż na kilka dni . Życzę wszystkim udanego odpoczynku.


                                                                                     ~~ Lightwoodówna~~


P.S. Do tych, którzy z takim zniecierpliwieniem czekali na rozdziałek, dziękuję, ze te wszystkie odwiedziny, to naprawdę mobilizuje do działania

 dzięki wam mam już ponad 4000 wejść. Kocham was :*

środa, 8 października 2014

Rozdział 2



Tyle czekania, ale w końcu rozdział powstał. Starałam się jak mogłam… wyszło jak wyszło. Sami oceńcie. Miłej lektury

        
Księżyc wyłonił się zza chmur. To on ją tu przywiódł. Dziewczyna wpatrywała się w niego jak urzeczona.
         Gdy srebrny blask odbił się w jej zielonych oczach, spazm bólu przeszył jej ciało jak błyskawica. Zabrakło jej tchu, a oczy zaszły łzami. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć.
         Ból ustąpił, gdy chmury zasnuły księżyc, jednak po chwili srebrna tarcza znów była widoczna na niebie, a potworny ból powrócił.
         Plecy dziewczyny wygięły się w łuk. Upadła, uderzając kolanami w wilgotną ziemię na polanie. Nabrała gwałtownie powietrza i przekonała się, że nawet oddychanie sprawia jej ból.
         Gdzieś na skraju polany dostrzegła cień, przypominający chmurę czarnego dymu. Bezkształtna masa zaczęła zbliżać się do dziewczyny, która zaczęła krzyczeć mimo bólu rozrywającego jej płucach. Żołądek ścisną jej się w supeł.
Powietrze przesycone było zgniłym odorem śmieci. Zrobiło się strasznie zimno. Mżący deszcz zdawał się przenikać przez ciemną postać, wyłaniającą się z mgły. Natasha nie mogła się poruszyć, chociaż wszystkie mięśnie mówiły jej, żeby uciekała. Dygotała na całym ciele, a zęby jej szczękały, ale nie z zimna, lecz z przerażenia.
         Kreatura wyciągnęła oślizłe macki w stronę dziewczyny. Jane zacisnęła oczy, nie chciała widzieć, co kryje się pod obszerną peleryną. Czuła jakby wszystkie jej kości pękały, a ostre drzazgi raniły ją od środka. Wydawało jej się, że płonie żywym ogniem. Zimny deszcz nie chłodził jej rozpalonej skóry.
Poczuła jakby ktoś kopnął ją z całej siły w brzuch. Zwymiotowała gwałtownie na zżółkłą trawę. Kręciło jej się w głowie, ale nie odważyła się otworzyć oczu i spojrzeć na postać górującą nad nią.
Czuła, że osuwa się w przepaść bez dna, ale nie bała się upadku, wiedziała, że to ukoi w końcu jej potworny ból. Poddała się ogarniającej ją ciemności, jakby odpływała w nocne, bezgwiezdne niebo.

***

         Jace otworzył drzwi. Spostrzegł kolorowe serpentyny i balony. Nie zdążył rozejrzeć się dokładnie, bo widok zasłoniły mu osoby wyskakujące zza regałów z książkami i dużego biurka na środku pomieszczenia, i krzyczących „niespodzianka”. Wszyscy stłoczyli się przed Jace’im. Clary przepchnęła się przez tłumek i stanęła obok chłopaka.
- Wszystkiego najlepszego!- powiedziała całując go w policzek.
         Dopiero teraz Jace zdał sobie sprawę skąd to całe zamieszanie- dzisiaj są jego osiemnaste urodziny.
         - Zaraz mnie udusicie- powiedział chłopak trochę rozbawiony, ale i trochę rozeźlony, próbując wyswobodzić się z grupowego uścisku.
         Wszyscy się roześmiali i go puścili, ale nie odsunęli się za daleko.
         - Simon nie może przyjść – powiedziała Izzy- ale przesyła najlepsze życzenia- dodała.
         Jace miał gotową już uszczypliwą uwagę, ale powstrzymał go od tego krzyk Clary.
         - Simon!!- jej przerażony głos sprawił, że wszyscy umilkli.- Na Anioła, już tam jedziemy!- powiedziała do telefonu i rozłączyła się.
         Wszystkie oczy utkwione były w rudowłosej. Pierwszy odezwał się Jace.
         - Co on znowu zrobił?- zapytał, podchodząc bliżej dziewczyny, tak, że dzieliły ich teraz centymetry.
         Clary czuła jego ciepły oddech na włosach.
         - Simon… jest w Central Parku, znalazł jakąś dziewczynę… jest cała we krwi…- głos jej drżał, chociaż starała się nad nim zapanować.
         Izzy gwałtownie wciągnęła powietrze. W pomieszczeniu dało się wyczuć narastające napięcie.
         - Żyje, ale jest nieprzytomna…- dodała Clary.
         Dziewczyna poczuła jak mięśnie Jace’a się napinają.
         - przygotujcie się. Za 5 minut widzimy się w holu- jego głos był twardy, niecierpiący sprzeciwu. Clary lubiła jak blondyn przejmował dowodzenie.
         Magnus, zdążysz otworzyć portal?- zapytał, gdy Izzy i Alec opuścili bibliotekę.
         - Tak, ale potrzebuje dokładniejszego adresu- odparł Czarownik podwijając rękawy szkarłatnej marynarki.
         - Zajmę się tym- powiedziała Clary.

***

         - Mam już wszystko!- zawołała Izzy, wychodząc na korytarz.
         Wszyscy czekali już w holu od kilku minut.
         - Już?- mruknął Alec, przestępując z nogi na nogę.
         Miał na sobie strój bojowy. Za pas zatknął kilka serafickich ostrzy i noży do rzucania. Na plecach miał kołczan, a w ręce trzymał łyk.
         Clary stała razem z Magnusem przy Portalu połyskującym na ścianie obok starej windy. Jego tafla przedstawiała młody las- teraz pozbawiony liści, targany przez wiatr- fragment jezdni i błękitne niebo.
         - Jesteś pewna, że to właściwe miejsce?- zapytała Czarownik, przyglądając się krajobrazowi.
         - Tak- opowiedziała pewni9e dziewczyna. Ona również miała na sobie strój bojowy i była uzbrojona. Swoje długie, rude włosy związała w wysoki kucyk.- Byłam tam nie dawno- dodała.
         Wyraz jej twarzy był zacięty, usta zacisnęła w wąską kreskę.
Zrobiła krok w Portal. Po chwili stała już po drugiej stronie. Rozejrzała się niepewnie, sprawdzając czy trafiła w odpowiednie miejsce.
         Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy spostrzegła na poboczu plamy krwi, jakby ktoś lub coś było tamtędy ciągnięte. W powietrzu czuła jej metaliczny zapach.
         Odwróciła się twarzą do Portalu.
         - Chodźcie, to tutaj!- krzyknęła do pozostałych.
         Clary odsunęła się, żeby zrobić miejsce innym. Dziewczyna dostrzegła jakiś ruch w zaroślach. Bez zastanowienia pobiegła w tamtą stronę, wyszarpując krótki sztylet zza pasa.  Zamachnęła się żeby nim rzucić, ale ktoś złapał ją za rękę.
         - Chcesz zabić Łasicę?- zapytał Jace z uprzejmym zainteresowaniem, jakby upewniał się czy Clary chce spaghetti na obiad.
         Simon wyjrzał zza krzaków. Był blady, chociaż Clary widywało go bledszym, gdy był wampirem.
         Simon!- krzyknęła Clary upuszczając sztylet.- A ty, co, szczęścia w krzakach szukasz?
         Chłopak udał obrażonego, po chwili spoważniał.
         - Ta dziewczyna tam leży- wyjaśnił rzeczowym tonem, wskazują zamaszystym gestem miejsce za sobą. – Pilnuję jej- dodał przeciskając się przez plątaninę nagich gałęzi.
         Jace, nie czekając na dalsze wyjaśnienia, przeskoczył płytki rów na poboczu i zniknął w gęstych zaroślach.
         - Jace!- krzyknął za nim Simon.- Ona jest wilkołakiem!
Clary gwałtownie wciągnęła powietrze. Alec pobiegł za blondynem przez oprószone śniegiem pobocze.
         - Simon, ty idioto!- wrzasnęła Izzy, wydawała się być zdenerwowana.- TAKIE rzeczy mówi się na początku!- dziewczyna nie wiedziała czy dołączyć do rodzeństwa czy poczekać tutaj na rozwój sytuacji. Nienawidziła czuć się niepotrzebna, więc podążyła za braćmi w zarośla.
         Clary czekała z Simonem przed Portalem, Magnus został po drugiej stronie.
         Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić, czuła się głupio, bo nie przydaje się do niczego, ale nie chciała im przeszkadzać. Spojrzała na Simona. Na twarz wrócił mu już kolor, ale wciąż wydawał się zagubiony, jakby nie ogarnia, co się wokół niego dzieje.
Clary wiedziała, że to wszystko jest dla niego trudne, dopiero kilka miesięcy temu dowiedział się na nowo o Świecie Cieni i chociaż przyjmował nowe wiadomości bez wielu pytań, to musiał nie rozumieć wielu spraw. Dziewczyna pamiętała, jak ona musiała oswoić się z wiedzą, że na świecie żyją potwory i demony, które czyhają na ulotne i nic nieznaczące ludzkie istnienia.
- Magnus ona jest ranna!- z zamyślenia wyrwał ją donośny głos Aleca.
Wszyscy stali na poboczu. Jace trzymał na rękach młodą dziewczynę owiniętą w skórzaną kurtkę Aleca. Nie mogła mieć więcej niż czternaście lat. Jej długie, złote włosy posklejane były krwią i błotem. Wyglądała na kruchą i delikatną, była niska i szczupła. Clary nie umiała sobie jej wyobrazić zmieniającej się w wielkiego i groźnego wilka. Na policzkach dziewczyny widniały długie, głębokie szramy, jakby została podrapana pazurami.
         Czarownik przeszedł przez Portal, który zamknął się za nim z cichym pyknięciem. Magnus był ubrany w czarne skórzane spodnie i srebrną koszule połyskującą w słońcu kolorami tęczy, rękawy czerwonej marynarki miał podwinięte do łokci. Jego nastroszone włosy skrzyły się dużą ilością brokatu.
         - Akurat, gdy założyłem nowe buty- mamrotał pod nosem spoglądając na topniejący śnieg.
         Kręcąc głową podszedł do dziewczyny. Podniósł rękę, a między jego palcami zalśniły błękitne iskry. Wszyscy stali w milczeniu wpatrzeni w Magnusa.
         Po chwili Czarownik opuścił rękę i westchnął.
         - Tutaj nie dam rady nic zrobić- powiedział odwracając się od dziewczyny. – Trzeba zabrać ją w bezpieczne miejsce… gdzieś gdzie nie ma Przyziemnych.


-------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, długo musieliście czekać, ale mam nadzieję, że było warto. Akcja się będzie powoli rozkręcać. Mam nadzieję, że następne rozdziały uda mi się dodawać jakoś regularniej, ale nic nie obiecuję.
Za błędy i literówki przepraszam.
Już po pierwszym miesiącu szkoły dało się przeżyć. Jak tam u was?? Ile jedynek, ile szóstek??
~~ Lightwoodówna~~

poniedziałek, 22 września 2014

Przepraszam

Niestety rozdziału wciąż nie ma :( weny kompletny brak... i czasu żeby w ogóle się nad tym zastanowić
Może w październiku sie rozluźni, nawiedzi mnie wena,a was nowy rozdziałek :)
Przepraszam, że musicie tyle czekać, ale Ci, którzy choć troszkę interesują się pisaniem wiedzą jak to jest z panią weną :/
Strasznie mi przykro, że was zawodzę, ale 3 październik mamy zakończenie dużego szkolenego projektu, który będzie uwzględniony na świadectwie i jestem strasznie zarobiona... jak tylko uda mi się coś sensownego skrobnąć to zaraz wstawię :)


Tak na osłodę macie pewną parkę :)

Nie wiem czy ktokolwiek zgadnie kto to więc piszę .... uwaga..... uwaga..... to .... jest .... Will i Tessa :D
~~ Lightwoodówna ~~

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział I



Przepraszam, że tak długo nie ukazywało się nowe opowiadanie, ale już jest pierwszy rozdział i mam nadzieję, że wam się podoba :D miłego czytania


Magnus siedział przy biurku, próbując rozszyfrować pewien napis. Wykluczył już chyba każdy znany sobie język. Czarownik ziewnął przeciągle. Było już późno. Chętnie położyłby się do łóżka, zwłaszcza, że czekał tam na niego Alec, jednak obiecał Catarinie, że rozprawi się z szyfrem do rana. Niestety, nic nie przychodziło mu do głowy.
Drgnął, gdy drzwi się otworzyły. Do pomieszczenia wszedł Alec. Miał na sobie tylko spodnie od dresu, a jego włosy były wilgotne. W ręce trzymał kubek z parującym napojem.
- Magnus, chodź już spać- powiedział, zamykając za sobą drzwi.- Dokończysz to jutro.
- Muszę to skończyć do rana- odparł Czarownik spoglądając, z nieco wymuszonym uśmiechem, na Aleca.- Obiecałem Catarinie…
- Szkoda…- westchnął chłopak.- Mam dla ciebie kakao- dodał zmieniając temat.
- Dzięki- odparł Magnus przeglądając notatki zawalające blat.
Alec podszedł do niego, stawiając kubek z kakao na jedynym wolnym od papierów skrawku biurka. Chłopak pocałował lekko Magnusa.
- Dobranoc- szepnął mu do ucha i wyszedł z pokoju.
Dobranoc- pomyślał Czarownik powracając do przeglądania notatek.




***




Gdy Alec się obudził, słońce wpadało do pokoju przez wąską szczelinę między zasłonami. Chłopak przewrócił się na drugi bok, ale nie zobaczył Magnusa, tylko Prezesa Miau zwiniętego w puszysty kłębek na poduszce.
Czy Magnus w ogóle się położył?- zastanawiał się Alec, wstając z łóżka.
Przeciągną się i podszedł do szafy. Miał u Magnusa kilka ubrań. Wybrał stare wytarte jeansy i granatowy T- shirt. Skierował się do łazienki, żeby wziąć prysznic.
Odkręcił wodę i wszedł do kabiny. Już po chwili, gorąca para wypełniła całe pomieszczenie.
Nagle rozległ się dzwonek w komórce Aleca. Chłopak wściekły wyszedł spod prysznica i sięgnął po komórkę leżącą na brzegu umywalki. Dzwoniła Isabelle.
- Hej, Izzy- powitał siostrę.
- Hej. Musisz wrócić do Instytutu- powiedziała ziewając do słuchawki. Chłopak dopiero teraz zaczął zastanawiać się, która może być godzina. Wnioskując ze słońca nie mogło być bardzo wcześnie, co nasuwało mu kolejne pytanie,- co Izzy robiła w nocy?
- Słuchasz mnie?! - wrzaski siostry wyrwały go z zamyślenia.
- Tak, tak - odparł szybko.- Muszę wrócić do Instytutu- powtórzył jej słowa.
- Iiiii? - zapytała.
- I to wszystko- odparł Alec i rozłączył się z siostrą.
Izzy nie brzmiała a wystraszoną, ani spiętą, więc chłopak nie przejął się zbytnio jej słowami i postanowił w spokoju dokończyć prysznic. Jednak, po chwili telefon znowu się odezwał. Chłopak nie miał zamiaru odbierać. Po chwili dzwonek umilkł.
Gdy chłopak wyszedł spod prysznica, sprawdził nieodebrane połączenie i od razu pożałował, że nie pofatygował się do telefonu.
Dzwoniła Magnus. Alec poczuł ucisk w żołądku. Gdzie podziewał się czarownik? Chłopak szybko wybrał numer i oddzwonił.
Magnus nie odebrał. Ucisk w żołądku stał się mocniejszy. Coś się stało- przemknęło mu przez głowę, ale szybko odgonił posępne myśli. Pewnie musiał gdzieś iść, może do Catariny. Tak, na pewno do Catariny, poradził sobie z szyfrem i do niej poszedł. Nie panikuj - nakazał sobie w myślach.
Szybko się ubrał i wytarł ręcznikiem mokre włosy. Były już trochę za długie i wpadały my do oczu. Odgarnął je niecierpliwym gestem.
Poszedł do kuchni, zrobił sobie kawę, ale nie był głodny. Wziął kubek z parującym napojem i wszedł do salony. Na niskim, drewnianym stoliku kawowym stała wiktoriańska waza, a w niej bukiet czerwonych lilii- ulubionych kwiatów Aleca. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie i usiadł na czarnej kanapie, stawiając kubek z kawą obok kwiatów. Dostrzegł białą karteczkę pośród czerwonych lilii. Wyjął ją i rozwinął. Od razu rozpoznał pismo Magnusa.


Musiałem wyjść.
Mam nadzieję, że kwiaty Ci się podobają.

                                   Kocham Cię
                                   Mags :*

Karteczka, tak samo jak kwiaty, była cała w brokacie., co wcale nie zdziwiło Aleca. Chłopak schował ją do kieszeni wytartych jeansów, spoglądając przy okazji na zegarek. Dochodziła dziewiąta, powinien iść do Instytutu, ale wcale nie miał ochoty tam wracać.
Izzy ciągle nawijała o Simonie, Clary i Jace obściskiwali się przy każdej okazji, a jego matka chodziła przygnębiona i nieobecna. Chłopak wolał zostać w mieszkaniu Magnusa, nawet, jeżeli miałby siedzieć tu sam.
Nagle rozległ się dzwonek jego telefonu. Dzwoniła Isabelle.
- Halo?- Alec wiedział, co za chwilę powie Izzy „Masz wracać do Instytutu”
- Hej, Alec- przywitała się. W jej głosie słychać było gniew. - Słuchaj, musisz przyjść do Instytutu. To ważne- mówiła głosem niecierpiącym sprzeciwu.
- Po co? - zapytał Alec, szczerze ciekawy, dlaczego był tak bardzo potrzebny.
- Bo twój parabatai ma dzisiaj urodziny!- Powiedziała Izzy.
- Na Anioła! Kompletnie o tym zapomniałem- Chłopak zerwał się na równe nogi i popędził do sypialni.- Dobrze, że mam już prezent- mruknął bardziej do siebie, niż do siostry.
- Przyjdź prosto do biblioteki, wszystko ci wyjaśnimy- dodała Isabelle i rozłączyła się.
Alec zabrał paczkę i sięgną po kurtkę. Po chwili był już gotowy do wyjścia. Opuszczając mieszkanie, spojrzał po raz ostatni na bukiet, który iskrzył się w słońcu wpadającym przez duże okna w salonie. Uśmiechnął się do siebie jeszcze raz i zamknął drzwi mieszkania.




***




W Instytucie było cicho. Jace przemknął pomiędzy ławkami, kierując się do starej windy. Nacisnął niecierpliwie guzik na ścianie, po chwili przyjechała z głośnym zgrzytem.
Ktoś w końcu musi ją naprawić- pomyślał wsiadając do środka. Na jednym z luster windy przyklejona była kartka z napisem

IDŹ COŚ ZJEŚĆ

Jace tylko uniósł brwi i wysiadł na pierwszym piętrze.
Hol był cichy i pusty. Nie słyszał nikogo. Rozpiął pas z bronią i powiesił go na wieszaku, zdjął ubłocone buty i postawił w kącie. Cieszył się, że nie ma tu Maryse, bo nakrzyczałaby na niego, za to, że brudzi dywan. Jace podążył długim korytarzem do kuchni. Pomieszczenie było jednak puste. Chłopak już miał wyjść, gdy postrzegł kartkę leżącą na stole. Jace podniósł ją i przeczytał napis nabazgrany czerwonym markerem.

TO NIE TU!!!
MOŻE MUZYKA WSKAŻE CI
WŁAŚCIWĄ DROGĘ.

- Co to za zagadki?- mruknął sam do siebie, mnąc papier w ręce.
Wyrzucił kartkę do kosza i wyszedł powrotem na korytarz. Muzyka… muzyka wskaże ci drogę…
         Są w sali muzycznej- pomyślał i podążył we właściwym kierunku. Szybko dotarł na miejsce. Drzwi były zamknięte na klucz, ale dla Jace’a nie była to przeszkoda. Wyjął stele i szybko narysował znak otwarcia.
         Ku własnej irytacji spostrzegł, że tutaj również nikogo nie ma, za to na fortepianie leżała kolejna kartka, tym razem zapisana na zielono.

PUDŁO!!
MOŻE CZAS
NA TRENING?

         Jace miał już dosyć tych zagadek, choć ta była akurat banalna. Od razu domyślił się, że chodzi o salę treningową… która znajdowała się po drugiej stronie Instytutu. Jace przeklął pod nosem, rzucając zmiętą kartkę pod fortepian. Wyszedł z pomieszczenia. Zanim dotarł do sali treningowej miał już po dziurki w nosie tych zagadek i niespodzianek.
         Był pewien, że i tutaj nie znajdzie nikogo, więc nie zdziwił się, gdy otworzył drzwi, zaglądając do pomieszczenia. Miał ochotę trzasnąć drzwiami i dać sobie spokój z tym wszystkim, jednak dostrzegł kolejną kartkę, tym razem przybitą do tarczy za pomocą strzały. Napis zrobiony był kredą i gdy Jace niechcący przetarł palcem po literach zamazał napis, zniekształcając tekst.

JUŻ BLISKO
TERAZ CZAS OD

Tyle udało mu się odczytać, reszta tekstu zmieniła się w niebieską plamę na białej kartce.
-Już blisko- przeczytał na głos-  teraz czas od… odpowiedzieć? Odprowadzić? - nic sensownego nie przychodziło mu do głowy.
Westchnął i wyszedł z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Naprawdę nie nawiedził zagadek, to wszystko było bardziej męczące niż walka z demonami. Zaczęło go to już denerwować. Miał ochotę usiąść i …
- odpocząć! - krzyknął- czas odpocząć.
Odpocząć… Odpocząć w salonie. Czyli tam, są, a przynajmniej taką miał nadzieję.
Był zirytowany, gdy w pokoju znalazł tylko kolejną kartkę. Zdusił chęć podarcia jej i zrezygnowania z tej głupiej gry. Przeczytał treść wielokolorowego napisu, zapewne wykonanego przez Magnusa.

JUŻ PRAWIE
PAMIĘTAJ : WIEDZA TO POTĘGA

         - Wiedza to potęga ?! co to w ogóle ma być?! - był wściekły. Jego mózg pracował na najwyższych obrotach.
Wiedzę zdobywa się przez naukę… i czytanie… książki są w BIBLIOTECE!
Jace puścił się biegiem przez korytarz. Jego kroki odbijały się echem od wyłożonych drewnem ścian.
         Stanął przed drzwiami do biblioteki. Słyszał szuranie i szepty. Teraz już wiedział, że w końcu kogoś znalazł.


----------------------------------------------------------------------------------------------

No w końcu pojawił się ten rozdział, wyszedł dość długi, chociaż nie najdłuższy.
Mam nadzieję, że się spodobał, ja jestem zadowolona, na razie mało akcji, ale później może zacznie się coś dziać.
Chętnie posłucham co sądzicie, więc komentujcie :D
Za wszystkie błędy przepraszam

~~ Lightwoodówna ~~
P.S. Miłej reszty wakacji ;)