Jest kolejny rozdział :) mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do
czytania i pozostawienia po sobie śladu
Było już późne popołudnie, gdy skończyli
dyskusje na temat młodej likantropki. Dziewczyna cały czas spała.
Stanęło
na tym, że Magnus ma spróbować razem z Catariną odzyskać jej wspomnienia.
Clary poszła razem z Jace’em do Taki.
Wszyscy wiedzieli, że z przyjęcia urodzinowego nici.
Izzy
i Simon opuścili dom Magnusa bez słowa wyjaśnienia. Alec widział przez okno,
jak idą w stronę Manhattanu.
- Czym się martwisz? – zapytał
Czarownik podchodząc do chłopaka.
- To nic – westchnął Alec, odwracając
wzrok, gdy Izzy zniknęła za rogiem.
- Przecież widzę. – Magnus nie dawał za
wygraną.
- Chodzi o tą dziewczynę – wyjaśnił,
siadając na kanapie. – Ona mi powiedziała, że „ON” kazał jej coś zrobić –
powiedział, przeczesując ręką splątane włosy. Po chwili dodał – Natasha ma
brata – wampira- ma na imię Toby.
Magnus zmrużył oczy, siadając koło
Aleca.
- Toby? – Czarownik zdawał się być zdumiony.
– Nie należy do klanu… chyba, że dołączył już po upadku Sebastiana… - Magnus zerknął
na Aleca. Chłopak spał rozparty na kanapie. Czarownik uśmiechnął się sam do
siebie.
***
Izzy poszła z Simonem do jego mieszkania. Było
strasznie puste bez Jordana. Isabelle starała się o nim nie myśleć wchodząc do
kuchni, gdzie na lodówce wisiały fotografie śmiejących się Jordana i Mai.
Dziewczyna nie widziała likantropki od czasu
wojny z Sebastianem.
- Iz. Chcesz kawę? – zapytał Simon, stawiając
czajnik na kuchence.
- Nieee… masz wino? – odparła, masując sobie
skronie.
Simon otwierał kolejne szafki, sprawdzając ich
zawartość. Z jednej wyjął smukłą butelkę z ciemnego szkła.
- Jest tylko coś takiego – powiedział, stawiając
butelkę na blacie.
- Może być – mruknęła dziewczyna, nie podnosząc
głowy.
Po chwili czajnik zaczął gwizdać, a Simon szybko
zdjął go z kuchenki i zalał sobie kawę.
Izzy sięgnęła po butelkę. Wino było słodkie, ale
dość mocne. Miało dziwny, metaliczny posmak, ale dziewczynie to nie
przeszkadzało.
***
Alec nie mógł spać w nocy. Wciąż myślał o młodej
likantropce. Dziewczyna spała teraz w pokoju obok. Chłopak współczuł jej,
straciła brata i została wilkołakiem, to było straszne przeżycie. To wszystko
wydawało mu się bardzo dziwne. Alec czuł, że brakuje im jeszcze wielu elementów
układanki.
Z Natashą było coś nie tak, ale chłopak jeszcze
nie wiedział, co.
Alec ziewną. Chociaż był zmęczony, nie mógł
zasnąć. Przewrócił się na drugi bok i przytulił się do Magnusa. Czarownik
westchnął przez sen.
***
Obudziła się rano w łóżku Simona. Miała na sobie
rozwleczony T-shirt i krótkie spodenki. Nic z tej garderoby nie należało do
niej. Uniosła się na łokciach i od razu tego pożałowała. Głowa jej pękała,
przed oczami zobaczyła kolorowe plamy. Jęknęła i opadła powrotem na poduszki.
Zamknęła oczy, było jej niedobrze. Przygryzła wargę.
Przez uchylone okno dobiegał hałas ulicy.
Poranne słońce przebijało się przez cienkie zasłony. Ponad tym wszystkim
usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Uniosła lekko powieki. Do pokoju wszedł
Simon, w ręce trzymał szklankę wody.
- Jak się czujesz? – zapytał szeptem, podchodząc
do Isabelle.
Dziewczyna zamknęła ponownie oczy. Czuła
nieznośny, pulsujący ból w skroniach.
- Gdzie moja stela? – zapytała cicho.
- Zaraz ci przyniosę – odparł Simon.
Chwilę później wrócił, niosąc przedmiot nieco
większy od długopisu wykonany przezroczystej, lśniącej substancji.
- Daj mi ją – zażądała Izzy i nie zważając na
pulsujący ból, podniosła się na łokciach.
- Nie – powiedział krótko Simon. – Ja to zrobię
– dodał, popychając dziewczynę delikatnie na poduszki.
Dziewczyna wydała jęk sprzeciwu.
- Nie znam jeszcze wszystkich run, ale tą umiem.
– Mówił lekko rozbawionym głosem.
Śmieje się, że się upiłam – pomyślała Izzy, ale
wyciągnęła posłusznie rękę. Simon delikatnie ją ujął. Czubkiem steli nakreślił
runę Iratze na wnętrzu jej
nadgarstka.
Isabelle czuła lekkie pieczenie towarzyszące
rysowaniu znaków, ale pulsujący ból głowy powoli mijał.
Dziewczyna zamrugała. Po bólu nie było śladu.
Czuła się już dobrze. Choć wciąż miała mdłości. Uśmiechnęła się blado.
- Dzięki – powiedziała i pocałowała Simona w
policzek.
Szybko wstała z łóżka ze zwinnością kota i
przeciągnęła się, ziewając.
- Ile wypiłam? – zapytała, rozglądając się po
pokoju w poszukiwaniu swoich ubrań.
Simon się zawahał.
- Całą butelkę – odparł w końcu.
Izzy westchnęła.
- Gdzie są MOJE ubrania? – zapytała, spoglądając
pytająco na chłopaka.
- W salonie – odpowiedział.
Dziewczyna wyszła z pokoju.
***
Gdy się obudził, Magnusa nie było. Na jego
poduszce, obok Prezesa Miał, leżała złożona kartka i jedna czerwona róża. Alec
podniósł się na łokciach i wziął karteczkę. Przebiegł wzrokiem po starannym
piśmie Magnusa.
„Nie chciałem Cię budzić, jestem u Catariny.
Nie wiem, kiedy wrócę. Likantropka jest ze mną.
Postaramy się czegoś dowiedzieć
Kocham Cię
Mags. :-*”
Alec uśmiechnął się lekko. Podniósł różę i
wstawił do wazonu na komodzie, w którym stały czerwone lilie. Miała szkarłatny
kolor, świeżo przelanej krwi. Jej słodki zapach rozchodził się po pokoju.
Chłopak ubrał się szybko i postanowił iść do
Instytutu. Nie był tam już od kilku tygodni. Co prawda, wczoraj był na „przyjęciu”
Jace’a, ale to się nie liczyło.
Dzisiaj,
wszystkie wczorajsze wydarzania wydawały mu się pokręconym snem.
Wyszedł z mieszkania. Nie zakluczył drzwi, bo
nikt nie odważyłby się okraść Wysokiego Czarownika Brooklynu.
Chłopak wyszedł na ulicę, zimny wiatr szczypał
go w nos. Delikatnie prószący śnieg tworzył biały puch na poboczu. Przykrywał
gołe gałęzie nielicznych drzew i szczyty wysokich latarni.
Tylko ulica nie była biała, pokrywało ją coś
podobnego do błota. Samochody rozpryskiwały brudny, roztopiony śnieg na
chodniki i przechodniów.
Uroki zimy w Nowym Jorku – pomyślał Alec
wchodząc na stację metra. Gdyby nie okropna pogoda, poszedłby do Instytutu na
pieszo.
W metrze było duszno i tłoczno. Przemoczeni i
spoceni ludzie cisnęli się na siebie, popychani i szturchani łokciami przez
innych.
Alec
odetchnął z ulgą, gdy wyszedł znów na mroźną ulicę. Miał jeszcze kilka
przecznic do przejścia.
Gdy dotarł na miejsce, był cały pokryty
białym puchem. W ciepłym wnętrzu windy śnieżynki rozpuściły się, mocząc mu
włosy i kurtkę.
Winda
zatrzymała się ze zgrzytem. Chłopak wyszedł na jasny korytarz. Bordowy, wytarty
dywan tłumił jego kroki.
Alec poszedł do swojego pokoju, miał nadzieję,
że nikt tam nie zaglądał pod jego nieobecność. Drzwi były otwarte, ale
sypialnię zastał w takim samym stanie, w jakim ją zostawił. Tylko cienka
warstwa kurzu pokrywała wszystkie przedmioty.
Chłopak otworzył okno i usiadł na łóżku. Nie
miał pojęcia, co robić. Instytut wydawał mu się teraz obcym miejscem, niczym
samotna sala izolatki. Chociaż zawsze traktował to miejsce jak swój dom, teraz
wydawało mu się obce, jakby trafił w nieznane miejsce.
Nawet własny pokój, nie był już taki jak kiedyś.
Wystarczyło kilka tygodnia w mieszkaniu Magnusa i już czuł, że to nie jego
miejsce.
Chłopak westchną. Maił ostatnio tendencje do
dramatyzowania. Zadrżało mu się to od czasu zerwania z Czarownikiem.
Magnusa nie będzie pewnie przez cały dzień. Alec
nie miał ochoty siedzieć cały dzień w pustym mieszaniu na Brooklynie.
Wstał z łóżka – postanowił poszukać Jace’a.
pierwsze miejsce, które przyszło mu do głowy to Sala Treningowa. Poszedł w
tamtym kierunku.
Otworzył cicho drzwi i zajrzał do środka. Jace
stał za Clary, trzymając ją jedną ręką w tali, a drugą poprawiał trzymany przez
nią nóż.
Byli
tak skupieni na sobie, że nie zauważyli Aleca.
Rudowłosa rzuciła nożem, który
przeleciał łukiem przez pomieszczenie. Wbił się w ścianę nieco ponad
namalowanym białą farbą okręgiem. Chłopak nie chciał im przeszkadzać, więc
zamknął drzwi.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest
rozdział :) mam nadzieję, że się
spodobał, jeśli nie to nic się nie stało.
Ostatnio
nie mam czasu żeby przepisywać rozdziały, ale coś tam naskrobałam. Przez
ostatnie dwa tygodnie w kółko pisaliśmy próbne testy :/ masakra, ale nie będę
się tu wam żalić…
Za
wszystkie błędy, literówki i inne moje przewinienia serdecznie przepraszam.
Proszę o wybaczenie.
Jak
na spowiedzi xD.
Dobra
kończę idę się uczyć na jutrzejszy test <3
~~ Lightwoodówna~~
"Chłopak wyszedł na ulicę, zimny wiatr szczypał go w noc" :D
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział o bardzo dobrej długości :)
Podoba mi się ilość perspektyw.
Nie mam weny na komentarz.
Czekam na nn ^^