środa, 8 października 2014

Rozdział 2



Tyle czekania, ale w końcu rozdział powstał. Starałam się jak mogłam… wyszło jak wyszło. Sami oceńcie. Miłej lektury

        
Księżyc wyłonił się zza chmur. To on ją tu przywiódł. Dziewczyna wpatrywała się w niego jak urzeczona.
         Gdy srebrny blask odbił się w jej zielonych oczach, spazm bólu przeszył jej ciało jak błyskawica. Zabrakło jej tchu, a oczy zaszły łzami. Zacisnęła zęby, żeby nie krzyczeć.
         Ból ustąpił, gdy chmury zasnuły księżyc, jednak po chwili srebrna tarcza znów była widoczna na niebie, a potworny ból powrócił.
         Plecy dziewczyny wygięły się w łuk. Upadła, uderzając kolanami w wilgotną ziemię na polanie. Nabrała gwałtownie powietrza i przekonała się, że nawet oddychanie sprawia jej ból.
         Gdzieś na skraju polany dostrzegła cień, przypominający chmurę czarnego dymu. Bezkształtna masa zaczęła zbliżać się do dziewczyny, która zaczęła krzyczeć mimo bólu rozrywającego jej płucach. Żołądek ścisną jej się w supeł.
Powietrze przesycone było zgniłym odorem śmieci. Zrobiło się strasznie zimno. Mżący deszcz zdawał się przenikać przez ciemną postać, wyłaniającą się z mgły. Natasha nie mogła się poruszyć, chociaż wszystkie mięśnie mówiły jej, żeby uciekała. Dygotała na całym ciele, a zęby jej szczękały, ale nie z zimna, lecz z przerażenia.
         Kreatura wyciągnęła oślizłe macki w stronę dziewczyny. Jane zacisnęła oczy, nie chciała widzieć, co kryje się pod obszerną peleryną. Czuła jakby wszystkie jej kości pękały, a ostre drzazgi raniły ją od środka. Wydawało jej się, że płonie żywym ogniem. Zimny deszcz nie chłodził jej rozpalonej skóry.
Poczuła jakby ktoś kopnął ją z całej siły w brzuch. Zwymiotowała gwałtownie na zżółkłą trawę. Kręciło jej się w głowie, ale nie odważyła się otworzyć oczu i spojrzeć na postać górującą nad nią.
Czuła, że osuwa się w przepaść bez dna, ale nie bała się upadku, wiedziała, że to ukoi w końcu jej potworny ból. Poddała się ogarniającej ją ciemności, jakby odpływała w nocne, bezgwiezdne niebo.

***

         Jace otworzył drzwi. Spostrzegł kolorowe serpentyny i balony. Nie zdążył rozejrzeć się dokładnie, bo widok zasłoniły mu osoby wyskakujące zza regałów z książkami i dużego biurka na środku pomieszczenia, i krzyczących „niespodzianka”. Wszyscy stłoczyli się przed Jace’im. Clary przepchnęła się przez tłumek i stanęła obok chłopaka.
- Wszystkiego najlepszego!- powiedziała całując go w policzek.
         Dopiero teraz Jace zdał sobie sprawę skąd to całe zamieszanie- dzisiaj są jego osiemnaste urodziny.
         - Zaraz mnie udusicie- powiedział chłopak trochę rozbawiony, ale i trochę rozeźlony, próbując wyswobodzić się z grupowego uścisku.
         Wszyscy się roześmiali i go puścili, ale nie odsunęli się za daleko.
         - Simon nie może przyjść – powiedziała Izzy- ale przesyła najlepsze życzenia- dodała.
         Jace miał gotową już uszczypliwą uwagę, ale powstrzymał go od tego krzyk Clary.
         - Simon!!- jej przerażony głos sprawił, że wszyscy umilkli.- Na Anioła, już tam jedziemy!- powiedziała do telefonu i rozłączyła się.
         Wszystkie oczy utkwione były w rudowłosej. Pierwszy odezwał się Jace.
         - Co on znowu zrobił?- zapytał, podchodząc bliżej dziewczyny, tak, że dzieliły ich teraz centymetry.
         Clary czuła jego ciepły oddech na włosach.
         - Simon… jest w Central Parku, znalazł jakąś dziewczynę… jest cała we krwi…- głos jej drżał, chociaż starała się nad nim zapanować.
         Izzy gwałtownie wciągnęła powietrze. W pomieszczeniu dało się wyczuć narastające napięcie.
         - Żyje, ale jest nieprzytomna…- dodała Clary.
         Dziewczyna poczuła jak mięśnie Jace’a się napinają.
         - przygotujcie się. Za 5 minut widzimy się w holu- jego głos był twardy, niecierpiący sprzeciwu. Clary lubiła jak blondyn przejmował dowodzenie.
         Magnus, zdążysz otworzyć portal?- zapytał, gdy Izzy i Alec opuścili bibliotekę.
         - Tak, ale potrzebuje dokładniejszego adresu- odparł Czarownik podwijając rękawy szkarłatnej marynarki.
         - Zajmę się tym- powiedziała Clary.

***

         - Mam już wszystko!- zawołała Izzy, wychodząc na korytarz.
         Wszyscy czekali już w holu od kilku minut.
         - Już?- mruknął Alec, przestępując z nogi na nogę.
         Miał na sobie strój bojowy. Za pas zatknął kilka serafickich ostrzy i noży do rzucania. Na plecach miał kołczan, a w ręce trzymał łyk.
         Clary stała razem z Magnusem przy Portalu połyskującym na ścianie obok starej windy. Jego tafla przedstawiała młody las- teraz pozbawiony liści, targany przez wiatr- fragment jezdni i błękitne niebo.
         - Jesteś pewna, że to właściwe miejsce?- zapytała Czarownik, przyglądając się krajobrazowi.
         - Tak- opowiedziała pewni9e dziewczyna. Ona również miała na sobie strój bojowy i była uzbrojona. Swoje długie, rude włosy związała w wysoki kucyk.- Byłam tam nie dawno- dodała.
         Wyraz jej twarzy był zacięty, usta zacisnęła w wąską kreskę.
Zrobiła krok w Portal. Po chwili stała już po drugiej stronie. Rozejrzała się niepewnie, sprawdzając czy trafiła w odpowiednie miejsce.
         Wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy spostrzegła na poboczu plamy krwi, jakby ktoś lub coś było tamtędy ciągnięte. W powietrzu czuła jej metaliczny zapach.
         Odwróciła się twarzą do Portalu.
         - Chodźcie, to tutaj!- krzyknęła do pozostałych.
         Clary odsunęła się, żeby zrobić miejsce innym. Dziewczyna dostrzegła jakiś ruch w zaroślach. Bez zastanowienia pobiegła w tamtą stronę, wyszarpując krótki sztylet zza pasa.  Zamachnęła się żeby nim rzucić, ale ktoś złapał ją za rękę.
         - Chcesz zabić Łasicę?- zapytał Jace z uprzejmym zainteresowaniem, jakby upewniał się czy Clary chce spaghetti na obiad.
         Simon wyjrzał zza krzaków. Był blady, chociaż Clary widywało go bledszym, gdy był wampirem.
         Simon!- krzyknęła Clary upuszczając sztylet.- A ty, co, szczęścia w krzakach szukasz?
         Chłopak udał obrażonego, po chwili spoważniał.
         - Ta dziewczyna tam leży- wyjaśnił rzeczowym tonem, wskazują zamaszystym gestem miejsce za sobą. – Pilnuję jej- dodał przeciskając się przez plątaninę nagich gałęzi.
         Jace, nie czekając na dalsze wyjaśnienia, przeskoczył płytki rów na poboczu i zniknął w gęstych zaroślach.
         - Jace!- krzyknął za nim Simon.- Ona jest wilkołakiem!
Clary gwałtownie wciągnęła powietrze. Alec pobiegł za blondynem przez oprószone śniegiem pobocze.
         - Simon, ty idioto!- wrzasnęła Izzy, wydawała się być zdenerwowana.- TAKIE rzeczy mówi się na początku!- dziewczyna nie wiedziała czy dołączyć do rodzeństwa czy poczekać tutaj na rozwój sytuacji. Nienawidziła czuć się niepotrzebna, więc podążyła za braćmi w zarośla.
         Clary czekała z Simonem przed Portalem, Magnus został po drugiej stronie.
         Dziewczyna nie wiedziała, co ma zrobić, czuła się głupio, bo nie przydaje się do niczego, ale nie chciała im przeszkadzać. Spojrzała na Simona. Na twarz wrócił mu już kolor, ale wciąż wydawał się zagubiony, jakby nie ogarnia, co się wokół niego dzieje.
Clary wiedziała, że to wszystko jest dla niego trudne, dopiero kilka miesięcy temu dowiedział się na nowo o Świecie Cieni i chociaż przyjmował nowe wiadomości bez wielu pytań, to musiał nie rozumieć wielu spraw. Dziewczyna pamiętała, jak ona musiała oswoić się z wiedzą, że na świecie żyją potwory i demony, które czyhają na ulotne i nic nieznaczące ludzkie istnienia.
- Magnus ona jest ranna!- z zamyślenia wyrwał ją donośny głos Aleca.
Wszyscy stali na poboczu. Jace trzymał na rękach młodą dziewczynę owiniętą w skórzaną kurtkę Aleca. Nie mogła mieć więcej niż czternaście lat. Jej długie, złote włosy posklejane były krwią i błotem. Wyglądała na kruchą i delikatną, była niska i szczupła. Clary nie umiała sobie jej wyobrazić zmieniającej się w wielkiego i groźnego wilka. Na policzkach dziewczyny widniały długie, głębokie szramy, jakby została podrapana pazurami.
         Czarownik przeszedł przez Portal, który zamknął się za nim z cichym pyknięciem. Magnus był ubrany w czarne skórzane spodnie i srebrną koszule połyskującą w słońcu kolorami tęczy, rękawy czerwonej marynarki miał podwinięte do łokci. Jego nastroszone włosy skrzyły się dużą ilością brokatu.
         - Akurat, gdy założyłem nowe buty- mamrotał pod nosem spoglądając na topniejący śnieg.
         Kręcąc głową podszedł do dziewczyny. Podniósł rękę, a między jego palcami zalśniły błękitne iskry. Wszyscy stali w milczeniu wpatrzeni w Magnusa.
         Po chwili Czarownik opuścił rękę i westchnął.
         - Tutaj nie dam rady nic zrobić- powiedział odwracając się od dziewczyny. – Trzeba zabrać ją w bezpieczne miejsce… gdzieś gdzie nie ma Przyziemnych.


-------------------------------------------------------------------------------------------------

Wiem, długo musieliście czekać, ale mam nadzieję, że było warto. Akcja się będzie powoli rozkręcać. Mam nadzieję, że następne rozdziały uda mi się dodawać jakoś regularniej, ale nic nie obiecuję.
Za błędy i literówki przepraszam.
Już po pierwszym miesiącu szkoły dało się przeżyć. Jak tam u was?? Ile jedynek, ile szóstek??
~~ Lightwoodówna~~