Jest nowy rozdział!! Po 2 miesiącach nicnierobienia, powstał i jest przed państwem. Mam nadzieję, że było warto czekać. Proszę was, motywujcie mnie do dalszej pracy :)
- Jestem potrzebny
tutaj – zaprotestował Czarownik, przeczesując ręką włosy.
Czarne kosmyki okalały w nieładzie
jego twarz.
- Coś mnie zastanawia –
odezwał się Bat.
- Ten cały demon… on
sam sobie nie przyszedł… Znaczy, ktoś musiał go wezwać, tak? – zapytał.
Alec niechętnie odwrócił wzrok od
Magnusa i spojrzał na wilkołaka.
- Potężne demony, bez
potrzeby nie fatygują się do nas, ale jeżeli jakiś wielki czarownik by go
wezwał… Tak czy siak, jest tu w jakimś
celu – wyjaśnił Nocny Łowca, przygryzając wargę w zamyśleniu.
-
Na celowniku ma wilkołaki. Co przeskrobaliście?- zapytał Jace z taką miną,
jakby bawiła go cała sytuacja.
-
To nie nasza wina, że jakiś cholerny demon się na nas uwziął! Może uważasz, że
my nie umiemy o siebie zadbać? Że sami pakujemy się w kłopoty, a „cudowni”
Nephilim muszą ratować nasze tyłki?! – Krzyczała zdenerwowana Maia.
Kilka osób obdarzyło ją
zaciekawionym spojrzeniem. Dziewczyna opadła na fotel zarumieniona z emocji.
Łypała na wszystkich spode łba. Bat położył jej rękę na ramieniu, ale ona ją
strąciła z obrażoną miną. Dziewczyna drżała lekko, przygryzła wargę i zamknęła
oczy. Oddychała głęboko. Było widać jak złość ją powoli opuszcza.
Jace powstrzymywał się
od śmiechu.
- A jednak, nie umiesz
się kontrolować. Uważaj żeby wilczek… - urwał, bo Clary kopnęła go pod stołem.
Maia oddychała coraz szybciej. – Auuuu… za co to??
Dziewczyna popatrzyła
na niego zabójczym wzrokiem.
-
Możecie przez chwilę być poważni? – zapytał spokojnie Luke.
Jace przewrócił oczami. Atmosfera
była napięta.
-
Nie powinniśmy obwiniać wilkołaków… Nie mamy
żadnych dowodów – odezwał się pojednawczym tonem Alek. – Nie mamy prawie
nic, żadnych informacji, tylko niejasne informacje od Natashy… mamy od czego
zacząć, ale to i tak niewiele.
-
Jace byłeś wczoraj na patrolu, prawda? – zapytała Clary, przenosząc wzrok na
niezadowolonego blondyna.
-
Byłem – burknął – i prawdę mówiąc, jestem wykończony, prawie nie spałem… -
ziewnął przeciągle. – Zjadłbym coś – dodał, sięgając po kartę dań.
Alec wyrwał mu menu z ręki i zdzielił Jace nim w głowę.
-
Jak możesz teraz myśleć o jedzeniu? – zapytał z oburzeniem.
Blondyn wydawał się obrażony.
-
Jestem głodny – czy to grzech? – mruknął Jace.
-
Uspokójcie się! – krzyknęła Izzy, uderzając pięścią w stół. – Trzeba wymyślić
jakiś plan.
Clary
wyjęła szkicownik i ołówek.
-
Dobra… zastanówmy się, co już mamy – zaproponowała.
- Wiemy, że demon ma chrapkę na wilkołaki –
mruknął Simon. – Nie wiemy tylko czemu.
Dziewczyna
notowała wszystko w szkicowniku.
-
Natasha została opętana przez demona i zabijała – dodał smutnym głosem Alec. –
Jej brat jest wampirem. Ma na imię Toby. Nie wiem czy to istotne.
-
Wszystko jest ważne – mruknęła Clary, nie ponosząc głowy znad notatek. – Toby,
tak? – zapytała, a gdy Alec przytaknął, zapisała imię na kartce.
Po
jakiś 20 minutach wymieniania informacji, wszystko było zanotowane.
-
Tyle wiemy – podsumowała Clary, wyrywając kartkę ze szkicownika.
Jace wziął ją od dziewczyny. Prześledził
wzrokiem staranne pismo, pokrywające całą kartkę.
- Okey, co nam po notatkach, jeżeli nie mamy
planu? – zapytał Bat, lekko podenerwowany.
- Trzeba wiedzieć z
czym mamy do czynienia – zauważył Magnus. – Jeżeli sieje takie zniszczenie,
jest to potężny demon, może jeden z Wielkich… Nie mam pojęcia kto i po co, miałby
go wzywać?
Alec chciał coś
powiedzieć, ale w tym momencie Izzy gwałtownie wstała
od stołu, przewracając
pieprzniczkę. Dziewczyna była blada. Biegiem udała się, bez słowa ku toaletom.
-
Co jej się stało? – zapytała zdziwiona Maia.
Simon wzruszył ramionami,
ale wydawał się zmartwiony. Niepewnie spoglądał na drzwi, za którymi zniknęła
Nocna Łowczyni.
- Od rana była jakaś
nieswoja – powiedział.
Alec też patrzył w tą
samą stronę. Miał nieodgadnioną minę.
- Nieważne, może
rozmazał jej się tusz – uciął Jace. – Wróćmy do planu.
Wszyscy na niego
spojrzeli, nikt nic nie mówił.
Po chwili, jakby za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszyscy zaczęli
jeden przez drugiego, rzucać
pomysłami. Pośród tej wrzawy dał się słyszeć cichy dzwonek czyjegoś telefonu.
Maia wyjęła komórkę z kieszeni,
chyba jako jedyna zareagowała na piosenkę country. Spojrzała przelotnie na
wyświetlacz. Dzwonił Mark. Miał zając się sforą podczas jej nieobecności. Miał
dzwonić tylko w bardzo ważnych sprawach. Dziewczyna poczuła ucisk w żołądku.
Nikt chyba nie zauważył, gdy odebrała, bo rozmowy nie przycichły.
Wyszła
na dwór, odprowadził ją zdziwiony wzrok Bata.
-
Halo? – odezwała się do telefonu, opierając się o brudną ścianę lokalu.
-
Maia… - coś przerywało, w słuchawce słyszała jakieś zgrzyty. – … Przyjdź… - Huk
i krzyk przerażenia.
Maia
napięła wszystkie mieś nie. Przygotowywała się na najgorsze.
-
Mark! Mark!! – krzyczała do telefonu. Odpowiedział jej kolejna seria mrożących
krew w żyłach odgłosów.
Zgrzyt.
Huk. Krzyki. Wycie ranionego wilka… Po tym okropnym dźwięku słyszał tylko
głuchą ciszę zerwanego połączenia.
Zerwała
się do biegu. Nie miała czasu do stracenia. Nie przejmowała się zdziwionymi i
oburzonymi przechodniami.
Alec widział przez okno
czubek głowy Mai. Nagle głowa zniknęła, ale dziewczyna nie wróciła do środka.
Nocny
Łowca szturchnął Jace’a.
-
Gdzie jest Maia? – zapytał szeptem prosto do ucha przyjaciela, bo Simon, Clary
i Bat rozprawiali w najlepsze o planie działania.
-
Wyszła porozmawiać przez telefon- odparł, patrząc na Aleca jak na idiotę.
Chłopak
zmroził go wzrokiem.
-
Stałą za drzwiami, a teraz jej nie ma – wyjaśnił, wskazując na okno.
Jace obrócił się we wskazaną stronę.
Za szybą nie było nikogo. Blondyn po chwili zastanowienia, zerwał się z miejsca
i wybiegł z baru.
Na
dworze nie było nikogo, oprócz kilku Przyziemnych. Jace rozejrzał się po ulicy. Dostrzegł Maię
biegnącą w stronę komisariatu. Byłą już za daleko, aby usłyszała jego wołanie.
Za
Nocnym Łowcą otworzyły się drzwi. Z baru wyszedł Luke, Bat i Alec.
-
Coś się stało – zauważył Bat. Jego oczy przybrały żółty kolor. Ruszył biegiem
za dziewczyną.
Jace
już miał podążyć za nim, ale poczuł silą dłoń na ramieniu. Odwrócił się na
pięcie. Spojrzał Lukowi w oczy.
-
To sprawa wilkołaków – powiedział spokojnie.
-
Nieważnie, nie zostawię was. Jestem Nephilim, muszę walczyć z demonami –
wyrecytował, niczym jakąś formułkę.
-
Pogorszysz jeszcze sprawę – ostrzegł go Luke. – Wilkołaki nie lubią, gdy ktoś
miesza się w ich sprawy. To naprawdę nie jest dobry pomysł. – Głos miał
spokojny, ale na jego twarzy malowało się przerażenie.
Jace
patrzył na niego morderczym spojrzeniem. Nienawidził być niepotrzebny.
-
Proszę nie mieszajcie się -powiedział jeszcze i podążył za resztą
likantropów.
Bez
problemu dogonił Bata. Kontrast między nimi był nawet zabawny.
Bat
– wysoki, umięśniony z szerokimi barkami i krótko przystrzyżonymi włosami, było
prawie o głowę wyższy od Luka.
Luke
– mężczyzna w średnim wieku, w okularach przekrzywionych na nosie i z potarganymi,
siwiejącymi włosami, które błagały się o fryzjera.
Alec
położył Jace’owi rękę na ramieniu.
-
On ma racje. Wilkołaki nie lubią obcych, a zwłaszcza tych, którzy pchają się do
ich siedziby.
Z
baru wyszli jacyś podejrzanie wyglądający czarownicy, a za nimi Simon, Izzy i
Clary.
Isabelle
wciąż była blada, stała wsparta o ramie Simona.
-
Tam dzieje się coś złego i jest w to zamieszany nasz demon – mruknął Jace z
wściekłą miną.
****
Wpadła na komisariat
niczym burza. Byłą już w połowie przemiany. Wilczymi oczami widziała dużo
więcej w półmroku.
Wiele osób biegało i
krzyczało. Ogólny zgiełk i hałas koncentrował się przy obydwu wyjściach. Kilka
likantropów zmieniło się w wilki.
Maia
przepchnęła się przez tłum. Dopiero teraz spostrzegła winowajcę całego
zamieszania. Jeden z młodych wilkołaków stał na środku pomieszczenia. Z
pomiędzy bujnych rdzawych loków wystawały wilcze uszy pokryte szaro-złotą
sierścią.
Chłopak
trzymał w ramionach czarnowłosą dziewczynę. Dłonią zakończoną ostrymi pazurami,
ściskał jej gardło. Maia rozpoznała Georgie – młodą likantropkę. Zawsze była
pierwsza do bójki. Może próbowała powstrzymać Johne?
-
Zabiję ją! Zabiję, jeśli się nie poddacie! – krzyczał twardym, głębokim głosem,
tak innym niż zazwyczaj
Dziewczyna
w jego ramionach drżała z przerażenia. Po jej policzkach spływały łzy.
Poruszała ustami, ale Maia nie wiedziała, co chciała jej przekazać.
-
Johna… - powiedział ktoś niepewnie. – Nie chcesz jej skrzywdzić… Kochasz ją! –
rozwścieczony chłopak zwrócił wzrok w jej stronę.
Murzynka
skuliła się pod jego spojrzeniem. Jej plecy wygięły się w łuk. Krzyknęła z
bólu. Kilka osób do nie podbiegło, inni uciekali z przerażeniem.
-
Zostaw ją! – powiedziała donośnym głosem Maia.
Chłopak
zdawał się jej nie słyszeć.
-
Zostaw ją!! – wrzasnęła jeszcze głośniej.
Jona
odwrócił się na pięcie. Czarnoskóra dziewczyna upadła bezwładnie na podłogę.
-
Taka jesteś mądra? – zapytał z ironicznym uśmiechem. Przekrzywił głowę, mrużąc
oczy.
Chłopak
podszedł wolnym krokiem do Mai. Prowadził przed sobą Georgię, która zdawała się
mdleć ze strachu. Johna uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-
Zobacz, co wywalczyłaś tymi krzykami – powiedział słodko i zacisnął palce na
karku czarnowłosej.
Dziewczyna
gwałtownie otworzyła oczy i wydała zduszony
jęk. Po chwili umilkła… jej oczy
zaszły mgłą śmierci.
Chłopak
spojrzał na nią z obrzydzeniem i odrzucił w kąt, niczym szmacianą lalkę. Głuchy
dźwięk rozległ się w prawie opustoszałym pomieszczeniu. Nikt nie podszedł, by
zobaczyć, co się stało.
Wyostrzone
zmysły Mai zarejestrowały cichy dźwięk otwieranych drzwi. Dziewczyna nie odważyła
się odwrócić wzroku. Wpatrywała się w Johne.
Wszystko
wydarzyło się naraz. Chłopak rzucił się na Maię, w locie zmieniając się w
wilka. Dziewczyna nie zdążyła zareagować. Ktoś odepchnął ją i przyjął jej cios…
Maia upadła na kolana.
Krew…
Ktoś znalazł się obok Mai.
Warczenie…
Kły…
Pazury…
Dziewczyna nie mogła się podnieść…
próbowała wstać, ale nogi się pod nią ugięły. Miała złamaną nogę… nie przyda
się na nic… nie zdąży się wyleczyć.
Spojrzała
na walczących. Rozpoznała srebrzysto-czarne futro Bata. Był ranny, szkarłat
rozlewał się po jego lewym boku. Przegrywał.
Ktoś
starał się mu pomóc. Luke… na darmo. Nie mieli szans. Johna był szybki i
zabójczy.
Wszędzie
było pełno krwi. Mai kręciło się w głowie. Wiedziała, że noga szybko się
zrośnie, ale nie dość szybko. Nie da
rady im pomóc. Wszystkie pozostałe wilkołaki pouciekały z pomieszczenia. Maia
im się nie dziwiła. Sama by też uciekła na ich miejscu.
Coś
huknęło. Dziewczyna gwałtownie podniosła głowę. Poczuła ból w karku. Bat leżał pod ścianą. Był chyba nieprzytomny. Mocno
krwawił. Jeszcze żył. Zmienił się w człowieka. Jeżeli nie mógł utrzymać wilczej
postać, musiał być w bardzo złym stanie.
Maia
podczołgała się do niego z trudem. Na środku pomieszczenia Luke ścierał się z
Johną. Obydwoje byli ranni, ale najwidoczniej Luke przegrywał.
Dziewczyna
z wielkim wysiłkiem usiadła koło Bata. Oparła się plecami o ścianę. Klatka piersiowa
chłopaka unosiła się delikatnie, nierówno. Po policzkach Mai popłynęły łzy. Nie
jest za późno, on z tego wyjdzie – powtarzała sobie w myślach, ale na głos nie
była w stanie nic powiedzieć.
Bat
poruszył ustani, nie otwierając oczu. Maia pochyliła się nad nim. Ignorowała okropny
ból w złamanej nodze. To było teraz najmniej ważne. Chwyciła Bata za rękę, jego
palce był zimne jak lód.
-
Maia… - wyszeptał, prawie niesłyszalnie, chłopak. – Kocham cię… pamiętaj –
westchnął i zamilkł. Na zawsze….
______________________________________________________
Zakończenie smutne… Mam nadzieję, że się podobało.
Wie, że od ponad 2 miesięcy nic nie wstawiała, ale nie miałam
weny.
Skomentujcie, to na serio mnie
motywuje.
~~Lightwoodówna~~