Rozdział powstał i jest :D Zapraszam do
czytania i wielkie dzięki wszystkim, którzy mnie zmotywowali do pisania :*
Nie
wiedział, co ma robić. Izzy była u Simona, Clary i Jace trenowali, a Magnus
poszedł z Tashą do Catariny.
Alec został sam.
Wyszedł z Instytutu, mimo, że mieszkał tam przez całe życie,
nie czuł się już tam dobrze. Cztery ściany jego pokoju przypominały mu czas po
zerwaniu z Magnusem. Te wszystkie emocje, które wtedy czuł… samotność, ból,
smutek… i okropne poczucie winy.
Bliskość rodziny to jedno, ale świadomość posiadania
ukochanej osoby, przebywanie z nią… to zupełnie coś innego.
Szedł przed siebie zupełnie nieświadomy, dokąd zmierza.
Automatycznie skręcał w kolejne ulice. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że trafił
do Taki. Wszedł do środka. Znalazł pusty boks i usiadł w kącie.
Wokół panował ruch. Najróżniejsze magiczne stworzenia
wchodziły i wychodziły z baru. Para wilkołaków o szerokich ramionach zamówiła
talerz z surowym mięsem… Czarownik o zielonej skórze i długim ogonie
zakończonym czymś w rodzaju grzechotki węża przyglądał się wszystkim spode łba
czarnymi oczami. Grupka fearie chichotała przy barze popijając kolorowe drinki
z parasolkami.
- Co podać? – zapytała kelnerka Kaelie.
Alec westchnął i popatrzył na młodą fearie.
- Myślałem, że po objęciu stanowiska w radzie nie będziesz
już tu pracować? – zapytał chłopak.
Kaelie
wzruszyła ramionami.
- Lubię tą pracę – odparła z uśmiechem. Teraz po prostu
częściej będę miała urlop _ odparła wyjmując ołówek zza ucha. – Więc, co podać?
Alec
już miał odpowiedzieć, gdy zadzwonił jego telefon. Wyjął komórkę z kieszeni.
Dzwonił Magnus. Chłopak odebrał.
- Przyjdź do Catariny. To pilne.- Usłyszał w słuchawce
- Co się stało? – zapytał, wstając gwałtownie od stolika.
Nie zwracał uwagi na zdziwioną
kelnerkę.
- Dowiedzieliśmy się czegoś od dziewczyny – wyjaśnił Magnus.
– To nie sprawa na telefon – dodał, zanim Alec zdążył się odezwać.
- Już idę! – powiedział chłopak, wybiegając z restauracji.
Catariny mieszkała niedaleko.
Jej mały i przytulny domek odcinał się od szklanych, wysokich gmachów centrum.
Ogródek przed domem- teraz ukryty pod warstwą śniegu- w ciepłe dni tworzył
zaciszne miejsce, pośród miejskiego hałasu, a wielki dąb górował nad wszystkim.
Alec zadzwonił do drzwi. Otworzyła Catariny. Białe włosy
związała w wysoki kucyk, a szpitalny fartuch zmieniła na jasny sweter i
dopasowane dżinsy.
Obdarzyła chłopaka zmęczonym uśmiechem.
- Wejdź, Magnus jest w salonie – powiedziała przyjaznym
głosem. – Pierwsze drzwi po lewej. – wskazała na jasne, drewniane drzwi.
Podążył we wskazanym
kierunku, Catariny poszła za nim.
Salon był mały, ale urządzony bardzo przytulnie. Jasne,
drewniane meble idealnie współgrały z błękitną kanapą na metalowych nóżkach. Na
podłodze leżał puszysty dywan w niebieskie i kremowe pasy.
Białe zasłony przysłaniały
okna wychodzące na ogródek.
Blondynka siedziała na sofie. Kolana podciągnęła do klatki
piersiowej, drżała lekko. Magnus siedział na oparciu kanapy. Wyglądał na
zmęczonego i przerażonego.
Podniósł oczy na Aleca.
- Co się stało?- zapytał chłopak.
Dziewczyna łkała cicho.
- Catariny weź ją do drugiego pokoju – powiedział Magnus,
wstając z kanapy. Wciąż wyglądał na nieobecnego.
Gdy wyszły z pokoju, Alec zapytał po raz drugi.
- Co się stało?
- Użyłem wszystkich znanych mi sposobów, żeby przywrócić jej
pamięć…- zaczął Magnus, przechadzając się po pokoju. – udało mi się zdobyć
kilka ważnych informacji… Likantropka jest tym przerażona. – Czarownik przerwał
spoglądając przez okno.
Alec usiadł na kanapie, ale wiercił się nerwowo, nie
wiedział czy chce słuchać dalej. Ale nie przerwał Magnusowi, nie ważne, czego
się dowiedział, każda informacja była istotna.
Czarownik westchnął, nie
odrywając wzroku od okna.
- Natasha ma 16 lat – odezwał się dziwnym głosem.- Nigdy nie
została zaatakowana przez wilkołaka…
- To jak stała się likantropem? – zapytał Alec
zaintrygowany.
- Coś ją zaatakowało…. Możliwe, że demon…- Magnus przerwał w
zamyśleniu.- Mógł to być demon, od którego pochodzą wilkołaki… ale musiałby
wezwać go naprawdę wielki Czarownik… Sam nigdy by nie przyszedł na Ziemię… nie
mam pojęcia, kto byłby na tyle potężny i… głupi żeby to zrobić…
- Ale to możliwe? – zapytał Alec, wstając z kanapy.- Znaczy,
czy ktoś, kto przyzwałby tego demona miałby nad nim władzę?
Magnus odwrócił się od okna, jakby wyrwany głębokiego
zamyślenia. Spojrzał ze zdziwieniem na swojego rozmówcę.
- Demon byłby bezbronny, dopóki pozostałby w pentagramie…
chyba, że ktoś specjalnie go wypuścił… Teraz atakuje i zabija ludzi, albo
zamienia ich w wilkołaki… Natasha była jedną z jego ofiar. Demon ją opanował i
zmusił do …- głos mu się złamał.
Chociaż
Magnus starał się to ukryć, Alec wiedział, że Czarownik jest przerażony. To
wszystko było straszne, a chłopak wiedział, że będzie jeszcze gorzej. Zapadła
cisza. Nikt się nie odzywał. Zdawało się, że cały świat na chwilę się zatrzymał.
W
końcu ciszę przerwał głos Magnusa.
-
Demon zmusił ją do za… zaatakowania własnych rodziców… Dziewczyna mówiła, że Głos
- tak właśnie mówiła na demona- kazał jej wziąć nóż i ich … zaatakować ich. Nie
pamiętaj jak ich… jak to robiła. Później zobaczyła krew… ich ciała… i domyśliła
się, że ona to zrobiła… - Czarownik westchnął. W jego kocich oczach lśniły łzy…
przypomniał sobie bardzo odległe czasy, gdy był jeszcze dzieckiem… Jego własny
ojciec chciał go utopić… w tedy Magnus po raz pierwszy użył swojej mocy- jego
ojciec stanął w płomieniach…
-
Uciekła z domu… motała się po mieście. Zadzwoniła do swojego brata… - Magnus
przełknął głośno ślinę.
-
Zaraz…- Alec zmarszczył brwi.- Przecież Toby jest wampirem – przypomniał.
-
Był już wieczór.- Magnus kontynuował, nie zwracając uwagi na chłopaka.- spotkali
się, ale demon kazał dziewczynie go zaatakować. Chłopakowi udało się uciec,
chyba nic mu nie jest. Demon zmusił likantropkę do opuszczenia miasta, wywiódł
ją na jakąś polanę i tam zamienił w wilkołaka.- Magnus zamknął oczy, wyglądał
na wyczerpanego.
-
Bieda dziewczyna – szepnął Alec.
-
Trzeba się zastanowić, co zrobimy z tymi wiadomościami – powiedział rzeczowym
tonem Magnus.- Musimy pozbyć się demona i to jak najszybciej. Będzie coraz
więcej ofiar, jeżeli się tym nie zajmiemy.
-
Trzeba porozmawiać z Lukiem i Maią – zaproponował Alec, wstając z kanapy, był
gotowy do działania. – zadzwonię po resztę, a ty skontaktuj się z wilkołakami -
dodał wyjmując telefon z tylnej kieszeni dżinsów.
****
Spotkali
się parenaście minut później w Taki. Był już wieczór, a ruch się wzmógł. Teraz
do baru przybywały również wampiry i inne mroczne stworzenia.
Siedzieli
przy stoliku przy oknie. Luke już od kilku miesięcy nie był przywódcą stada,
ale wszyscy liczyli się z jego zdaniem. Teraz watasze przewodniczyła Maia.
Przyszła z Batem – swoim chłopakiem. Magnus opowiedział wszystkim zebranym,
czego dowiedzieli się od Natashy.
Izabelle
wydawała się nieobecna. Simon, co chwilę spoglądał na dziewczynę zmartwionym
wzrokiem.
-
Do sfory w ostatnim czasie dołączyły dwa nowe wilkołaki – powiedziała Maia,
patrząc na zebranych.
-
Czy ktoś z watahy zachowywał się dziwnie, lub agresywnie? – zapytał, Jace
rozpierając się na fotelu.
-
Kilka szczeniaków się ze sobą walczyło, ale to normalne… - Maia się zawahała.
Była
skołowana tą sytuacją. Świat Cieni dopiero podnosił się, bo wojnie z
Sebastianem. Wielu ważnych Podziemnych straciło życie w tej bitwie i teraz
wszędzie panował zamęt.
-
Trzeba zawiadomić Clave – wypaliła Clary, niechcący przewracając pieprzniczkę.
-
Clave? – zapytał z kpina w głosie Jace. – oni mają „ważniejsze” rzeczy do
roboty – dodał spoglądając wyzywająco na ludzi przy stole.
-
Czyli mamy sami zająć się tym problemem?! – zapytał Simon uderzając pięścią w
stół.
Izzy
aż podskoczyła na krześle.
-
Jocelyn, Maryse i Robert są w Idrisie – powiedział Luke spokojnym głosem.-
Możemy do nich zadzwonić i o wszystkim im opowiedzieć, ale pewnie to niewiele
da. Co nie znaczy, że nie warto spróbować. – Przeczesał ręką siwiejące włosy. –
Magnus, Jocelyn mówiła, że niedługo dostaniesz wezwanie do Idrisu. Rada musi
się zebrać, Alicante wciąż jest bezbronne. Trzeba odnowić czary ochronne… -
westchnął.
Wyglądał
na zmęczonego. Sztywna szczecina pokrywała jego szczękę. Pod jasnymi, błękitnymi
oczami widniały sine cienie. Clary zastanawiała się, co robił Luke przez
ostatnie kilka dni. Dziewczyna cały czas spędzała w Instytucie z Jace’em,
czasami zostawała tam nawet na noc.
Teraz było jej wstyd. Luke
został w nowym Jorku na polecenie Jocelyn. Kobieta nie wróciła do domu od czasu
bitwy z Sebastianem. Clary rozmawiała z nią od tamtego czasu tylko raz.
dziewczyna wciąż upierała się, że może zamieszkać w Instytucie, tam będzie
bezpieczna, ale matka się nie chciała na to zgodzić. Poprosiła Luka, żeby miał
na nią oko, a Clary wiedziała, że mężczyzna o wiele bardziej wolałby być teraz
w Indrisie, niż niańczyć dziewczynę, ale posłusznie został w nowym Jorku.
W końcu jest rozdział. Miał
być trochę dłuższy, ale się nie udało. Mam nadzieję, że się podobał : )
Jestem teraz (jak zwykle)
strasznie zajęta, bo w przyszłym tygodniu czekają mnie dwa ważne konkursy i nie
wiem kiedy napisze następny rozdział, ale u mnie to normalka
Dzięki wszystkim, którzy mnie
tak pięknie motywowali do pisani, to dzięki wam w ogóle jest ten rozdział.
Mam nadzieję, że teraz też
mnie tak zmotywujecie
Mam wielką prośbę –
komentujcie, bo nie wiem, czy wam się podoba czy jest kompletnie do dupy :P
~~Lightwoodówna~~