No to czytajcie i komentujcie :)
- Muszę iść do Catariny – powiedział Magnus i
ruszył w dół ulicy, nie oglądając się za siebie.
- Nie wiem jak wy, ale ja wracam do Instytutu –
mruknął Jace i skierował się w boczną uliczkę.
Clary podążyła za nim, spoglądając przelotnie na
Simona, jakby oczekiwała, że do niej dołączy. Tak jednak się nie stało.
Gdy rudowłosa zniknęła w oddali, Alec doszedł do
wniosku, że nie ma powodu, aby nadal tam stać i także udał się do Instytutu.
- Zostaliśmy sami – zauważył Simon z lekkim
uśmiechem, spoglądając na Izzy.
- Ciekawe, co dzieje się na komisariacie – zastanawiała
się Izzy.
- Cokolwiek się tam dzieje, to sprawa sfory.
Przynajmniej tak twierdzi Luke – skwitował Simon, rozglądając się po ulicy.
- No nie wiem – westchnęła brunetka – wydaje mi
się, że w to jest zamieszany nasz demon.
- Może…- chłopak zdawał się jej nie słuchać.
Izzy zmarszczyła brwi.
- Co robisz? – zapytała, spoglądając na dziwnie
zachowującego się Simona.
- Próbuję złapać taksówkę – odpowiedział, jakby
była to najbardziej oczywista rzecz na świecie i znów machnął ręką na
nadjeżdżający samochód.
Taksówka zatrzymała się z piskiem opon,
rozbryzgując brudny, roztopiony śnieg na wszystkie strony. Dziewczyna odskoczyła,
aby uniknąć wątpliwej przyjemności skąpania się w paskudnej brei. Simon wsiadł do
środka, zostawiając otwarte drzwi. Izzy podeszła do chłopaka. Właśnie miała coś
powiedzieć chłopakowi, gdy usłyszała głos taksówkarza.
- Wsiadasz? Nie mam całego dnia! – zapytał ochryple
kierowca.
Dziewczyna drgnęła zaskoczona nieuprzejmością
mężczyzny. Simon spojrzał na nią wyczekująco, ta jednak tylko westchnęła i
pokręciła głową.
- Nie czuję się dobrze – powiedziała ze smutkiem.
- Trudno – odparł chłopak, lekko zakłopotany. –
Może innym razem… - dodał, wychylił się z taksówki i pocałował Izzy w policzek.
Dziewczyna uśmiechnęła się ponuro. Zamknęła drzwi
samochodu i cofnęła się o krok. Machała Simonowi jeszcze długo po odjeździe
taksówki.
***
Alec czekał z słuchawką w ręce. Nie miał ochoty rozmawiać z matką, ale dzięki
temu telefonowi wiedział, co dzieje się w Idrisie.
Niedługo przedstawiciele Podziemnych dostaną
wezwania i będą musieli stawić się w Alicante. Możliwe, że to jego ostatnia noc
z Magnusem i nie spędzą jej razem. Czarownik będzie pewnie u Catariny, a on
musi zostać w Instytucie. To wszystko mu się nie podobało.
Drzwi do biblioteki otworzyły się ze
skrzypnięciem. Do środka wpadła Izzy. Była zziajana, musiała biec przez całą
drogę.
- Mama – wyszeptał Alec, wskazując na telefon.
Izzy przewróciła oczami.
- Kiedy zadzwoniła? – zapytała szeptem, żeby
Maryse jej nie usłyszała.
- Dziesięć minut temu – odparł chłopak, podając jej słuchawkę.
- Muszę? – jęknęła Izzy, ale wzięła telefon.
Brat kiwnął głową.
- Cześć, mamo – powiedziała, przybierając uprzejmy ton.
Alec wyszedł z biblioteki. Był zmęczony, ale wcale nie chciało mu się
spać. Denerwował się całą tą sytuacją z demonem i tym, co działo się w
Alicante. Nie pomagała mu też świadomość, że już wkrótce straci Magnusa i to
nie wiadomo na jak długo.
Chłopak poszedł do swojego pokoju. Było tam żałośnie szaro i smutno. Przywykł
do spania w objęciach Czarownika, a teraz musiał znów powrócić do swojego
pustego łóżka. Zawsze traktował Instytut, jako swój dom, ale teraz o wiele
bardziej wolał mieszkanie na Brooklynie. Miał tam większość swoich rzeczy, tak
że pokój świecił pustaki i niczym nie różnił się od każdej innej sypialni w
Instytucie.
Był już wieczór. Nowy Jork rozświetlały miliony lamp ulicznych, neonów
na sklepach i barach oraz reflektorów samochodowych. Za ciemnymi, deszczowymi
chmurami krył się księżyc i gwiazdy.
Alec westchnął. W mieście rzadko było widać gwiazdy, jednak chłopak
pamiętał wieczór nad jeziorem w dniu ślubu Jocelyn i Luke’a. Cudowne gwiazdy,
czyste niebo… i Magnusa. Niedawno przed
tym pogodzili się i wtedy cieszyli się sobą od nowa. Wszystko zaczęło się
układać. Już nic nie było w stanie ich rozdzielić. Nie ważne gdzie, nie ważne
jak, ale zawsze z Magnusem. To wystarczyło Alecowi do szczęścia.
Chłopak położył się w ubraniu. Nie mógł zasnąć. Wpatrywał się w sufit
oświetlony migoczącymi światłami miasta. Dzisiaj wydarzyło się dużo i jeszcze
dużo miało się wydarzyć, ale Alec jeszcze o tym nie wiedział.
***
Catarina stanęła jak wryta. Zachowanie
likantropki przerażało ją. Czarownica nie wiedziała co ma zrobić. Zanim
uświadomiła sobie, że powinna jak najszybciej uciekać, było już za późno.
Natasha w jednej chwili znalazła się przy niej,
warcząc groźnie. Sekundę później Catarina leżała na podłodze, przygnieciona
przez likantropkę, która usiłowała dosięgnąć jej gardła. Czarownica skupiła się
i odepchnęła napastniczkę jednym celnym zaklęciem. Tasha wylądowała kilka
metrów dalej, na łóżku. Zanim zdołała się podnieść, Catarina wybiegła z pokoju,
zatrzaskując za sobą drzwi.
Czarownica nie zatrzymała się dopóki nie opuściła
domu. Odwróciła się i zakluczyła drzwi, aby mieć pewność, że rozjuszona
likantropka znów jej nie zaatakuje.
W tej samej chwili przez furtkę wszedł Magnus. Popatrzył zdziwiony na
zasapaną przyjaciółkę.
- Tasha oszalała –
wydyszała Catarina.
Oczy Magnusa zalśniły
w przytłumionym świetle.
- Wchodzimy –
powiedział, a wokół niego uniosły się niebieskie iskry.
Kobieta niepewnie otworzyła drzwi i podążyła za Czarownikiem. Była
gotowa na natychmiastowy atak. Ten, jednak nie nastąpił. Natashy nigdzie nie
było.
Weszli do salonu.
Catarina poczuła dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa.
- Ona tu jest – wyszeptała.
- Ona tu jest – wyszeptała.
Sięgnęła do włącznika
światła. Pokój utonął w bladożółtym blasku. Magnus zamrugał szybko. Dostrzegł
ciemny kształt w kącie.
- Natasha –
powiedział najspokojniej jak potrafił.
Wyciągnął przed
siebie ręce i podchodził powoli do dziewczyny. Likantropka patrzyła na niego
wielkimi, czarnymi oczami, w których nie odbijało się światło. Magnus już
wiedziała, że blondynka jest opętana.
- Catarina, pentagram
– powiedział, nie odwracając się do czarownicy.
Natasha nawet nie
drgnęła. Wpatrywała się w Czarownika szeroko otwartymi oczami.
- Pokaż się –
rozkazał demonowi.
Dziewczyna zaśmiała
się ochryple i przemówiła głębokim głosem
- Chcesz, żeby ona
zginęła?- zapytał.
- Zostaw ją i pokaż
swoją twarz!- zażądał Magnus – Chyba, że się boisz.
- Nie masz nade mną
żadnej władzy – odparł.
- Magnus, teraz! –
krzyknęła Catarina.
Czarownik ruszył
nieznacznie nadgarstkiem, a między jego palcami zalśniły niebieskie ogniki. Likantropka
zaczęła mimowolnie przesuwać się w stronę pentagramu. Demon ryczał wściekle i próbował
oprzeć się zaklęciu Magnusa, wymachując kończynami. W końcu Natasha, jak i
demon, który ją opętał, znaleźli się wewnątrz pięcioramiennej gwiazdy.
- Jak się nazywasz? –
zapytała Catarina, podchodząc bliżej dziewczyny
- Jak się nazywam? –
powtórzył demon - Noszę wiele potężnych i niezrozumiałych dla ciebie,
czarownico, imion. Ty możesz mnie nazywać Alfa!
Magnus już wiedział,
z kim mają do czynienia. Nie był to łatwy przeciwnik. To on stworzył pierwszego
wilkołaka i to przez jego kłótnię ze stwórcą wampirów, te dwa gatunki się
nienawidzą.
- Po co przybyłeś na
ziemię?- zapytał nerwowym głosem.
- Czas spędzany w
pustce strasznie się dłuży - demon westchnął teatralnie - każdemu może się
nudzić.
Magnus i Catarina nie
mogli uwierzyć w to, co słyszą. Alfa przybył na Ziemię, bo mu się nudziło!
Czarownik przeczuwał jednak, że demon ma jakiś plan i tylko sobie z nimi teraz
pogrywa. Chciał zapytać jeszcze o coś,
ale nagle cały pentagram zasnuł gęsty duszący dym, który rozwiał się w jednej
chwili, ukazując nieprzytomną likantropkę.
***
Alec przebudził się.
Na dworze wciąż panował mrok. Był środek nocy.
Kojarzycie to uczucie niepokoju, jakby ściskanie w żołądku? Tak
właśnie czuł się Alec. Był zmęczony, ale czuł, że coś jest nie tak. Wyszedł ze
swojego pokoju. Był boso, miał na sobie jedynie wytarte dżinsy i pomięty
T-shirt. W ręce trzymał magiczny kamień, oświetlając sobie nim drogę przez
korytarz.
Usłyszał jakiś hałas.
Przypominało to szloch. Alec skierował się do źródła dźwięku. Zdziwił się, gdy
dotarł do pokoju swojej siostry. Niemożliwe, żeby ona płakała. Izzy jest
twarda i nigdy nie płacze.
Nie płakała nawet, gdy miała dwanaście lat i podczas
treningu złamała rękę. Alec wpadł wtedy w panikę, bo rodziców nie było w
Instytucie, a przed wyjściem zakazali im wchodzić do sali treningowej. Isabelle poprosiła go, żeby narysował jej
Iratze. Była to jego pierwsza runa. Ręce mu się trzęsły, ale siostra była spokojna.
Alec zapukał lekko do drzwi. Czekał chwilę, ale
Izzy zdawała się go nie usłyszeć. Nagle rozległ huk i drzwi zatrzęsły się w
zawiasach.
- Odejdź!-
krzyknęła Izzy- Nie chcę z nikim gadać!
Dziewczyna znowu rzuciła czymś w drzwi.
- Iz, otwórz – poprosił delikatnie Alec.
Isabelle załkała żałośnie, niczym zbite dziecko.
- Co się stało? – Alec był bardzo zaniepokojony.
– Nieważne, co się stało. Wiesz, że ja zawsze ci pomogę.
Przez chwilę nic nie słyszał. W końcu drzwi się
otwarły i stanęła w nich Isabelle w różowej koszuli nocnej.