- Ale to był błąd, - zaczął szeptem Alec. - Jeden
błąd...
Magnus zaśmiał się ostro. - Jeden błąd? To tak, jakby powiedziano o
dziewiczym rejsie, Titanica, że było to drobnym wypadkiem łodzi. Alec, chciałeś
skrócić moje życie.
Magnus zaśmiał się ostro. - Jeden błąd? To tak, jakby powiedziano o
dziewiczym rejsie, Titanica, że było to drobnym wypadkiem łodzi. Alec, chciałeś
skrócić moje życie.
Miasto Zagubionych Dusz
Alec znów wybrał numer Magnusa i nacisnął zieloną
słuchawkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa
- Nie mogę teraz odebrać...- rozległ się znajomy głos.
Młody Lightwood rozłączył się bez słowa i cisnął
telefon na łóżko z taką siłą, że odbił się od materaca i spadł na podłogę.
Chłopak ze złością zaczął się przechadzać po pokoju kopiąc, co chwila rzeczy,
które zawadzały mu pod nogami.
- Cholera, cholera…- mamrotał pod nosem.
Po
chwili zrezygnowany padł na łóżko. Miał ochotę zostać tam na zawsze. Ostatnio
rzadko opuszczał swój pokój, a teraz miał jeszcze mniejszą ochotę choćby
podnosić się z łóżka. Od tygodnia nic nie jadł, nie trenował, nie walczył, nie
rozmawiał z nikim. To zabijało go od środka, niszczyło go z dnia na dzień. Czuł
się chory, chory z miłości... i nienawiści do samego siebie.
Westchnął
i przetoczył się na plecy zakładając ręce za głowę. Wpatrywał się w sufit,
przez który biegło długie krzywe pęknięcie. Chłopak wodził po nim wzrokiem,
pogrążony we własnych myślach.
Drgnął zdumiony usłyszawszy pukanie do drzwi. Nic nie
odpowiedział. Leżał nasłuchując kroków na korytarzu, jednak nic nie usłyszał.
Po
chwili pukanie powtórzyło się, jednak chłopak nie miał ochoty z nikim widzieć,
więc i tym razem milczał.
- To ja- usłyszał cichy głos Izzy.- Mogę wejść?-
zapytała.
Alec
nic nie odpowiedział. Siostra już raz próbowała z nim porozmawiać, ale jej nie
wpuścił.
Co
takiego mogła mu powiedzieć? Żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze?
Nie,
nie będzie dobrze. Już nigdy nie będzie dobrze. To wiedział na pewno.
- Alec, proszę- szepnęła Izzy trzęsącym się głosem.
Płakała.
Płakała przez niego. Był za to na siebie zły.
Podjął
- niechętnie-decyzję.
-
Wejdź- mruknął prawie bezgłośnie, Izzy mogła go nie usłyszeć, jednak klamka
poruszyła się, a drzwi powoli i niepewnie rozchyliły się ukazując wysoką postać
Isabelle.
Zazwyczaj pewna siebie i wyniosła, teraz była smutna i
niepewna, wchodząc powoli do pokoju brata. Stanęła koło jego łóżka. Przez
chwilę tylko tak stała i patrzyła na niego, Alec jednak wciąż wpatrywał się w
sufit.
- Alec…-zaczęła cicho, ale urwała, gdy chłopak
odwrócił wzrok od sufitu i spojrzał siostrze prosto w oczy. Jego były
ciemniejsze niż zwykle, przepełniała je miłość, zrezygnowanie, a przede
wszystkim cierpienie.
Po policzkach dziewczyny znów popłynęły łzy, nie
otarła ich, wciąż patrzyła na Aleca. Chłopak pierwszy spuścił wzrok, odwracając
się plecami do dziewczyny.
-Alec…- Powtórzyła Izzy.- Porozmawiaj ze mną-
poprosiła. Jej głos był delikatny, mówiła wolno, starannie dobierając każde
słowo. Chłopak tylko westchnął.
- Dlaczego sobie to robisz? - zapytała Izzy. – Co ci
to da? - dopytywała się, usiadłszy na brzegu łóżka.
Chłopak nawet nie drgnął. Jego mięśnie były napięte, a
szczęki zaciśnięte. Izzy westchnęła zrezygnowana, lecz nie zamierzała opuszczać
brata. To on zawsze ją pocieszał, był dla niej oparciem, teraz jednak, to Alec
potrzebował JEJ. Musiała coś zrobić żeby go pocieszyć, ale niezbyt wiedziała,
co.
Po chwili wyciągnęła rękę i położyła ją na ramieniu
brata. Nie strącił jej. Oddychał głęboko i wolno. Miał zaciśnięte powieki. Izzy
pogłaskała go po ramieniu. Alec w końcu odwrócił głowę i spojrzał na siostrę.
Długo jej się przyglądał, aż wreszcie przemówił.
- Przestań to nie pomaga- powiedział przez zaciśnięte
zęby.- Nic nie pomoże.- Jego oczy podejrzanie błyszczały.
- Alec nie mów tak- szepnęła cichym, łamiącym się
głosem i pochyliła głowę ocierając oczy.
- Ty nic nie wiesz - odparł z oburzeniem, marszcząc
gniewnie brwi.- Ty możesz mieć każdego, robisz z facetami, co chcesz, a oni i
tak chcą z tobą być- dodał już spokojniejszym głosem.- Ja miałem tylko JEGO.-
Specjalnie nie wypowiedział imienia czarownika.- Jeden, głupi błąd- westchnął
zaciskając powieki.
- Och… - szepnęła Izzy i głos jej się załamał. W
pokoju zapanowała cisza. Słychać było tylko ich oddechy.
Izzy nerwowo spoglądała na brata. Nie miała pojęcia,
co zrobić żeby mu pomóc. Żal rozrywał jej serce na malutkie kawałeczki. Nie
chciała żeby on cierpiał. Pragnęła cofnąć czas i nie dopuścić do ich zerwania,
ale to było niemożliwe. Jej rozmyślania przerwały kroki na korytarzu. Ktoś
stąpał ciężko po starej, skrzypiącej podłodze Instytutu.
- Izzy! - dobiegł zza drzwi donośny głos Jace’a.
- Idź - powiedział Alec, a gdy jego siostra nie
ruszyła się z miejsca dodał - nic mi nie jest.
Izzy
nie była jednak tego taka pewna. Jej brat wyglądał na chorego. Pod jego
błękitnymi oczami widniały ciemne, sine cienie, policzki miał zapadnięte, był
jeszcze bledszy niż zwykle.
Dziewczyna powoli wstała z łóżka, ale jeszcze chwilę
ociągała się z wyjściem z pokoju.
- Izzy!!- ponaglił ją głos zza drzwi.
Isabelle
odwróciła się plecami do brata.
- Pamiętaj, że zawsze będziesz miał mnie- szepnęła i
opuściła pokój.
Chłopak odprowadził ją smutnym wzrokiem, a potem
zamknął oczy. Słyszał jak ich kroki oddalają się w korytarzu. Gdy umilkły, Alec
głośno wypuścił powietrze z płuc. Zakrył twarz dłońmi. Poczuł wilgoć na
policzkach. Zrozumiał, że płyną po nich łzy- tak długo powstrzymywane, dławione
w sobie, teraz mogły płynąć bez przeszkód. Leżał tak kilka minut, lub godzin.
Nie wiedział. Wpatrywał się w sufit, a łzy płynęły i płynęły, jakby dzięki temu
mógł ulżyć w swoim cierpieniu.
***
Izzy wyszła na korytarz. Gdy zamknęła za sobą drzwi
spojrzała na Jace’a. Chłopak był cały brudny od krwi, błota i zielonkawej,
mętnej substancji. Na jego przedramieniu tuż ponad różowawą, poszarpaną blizną
widniała runa- Iratze. Chłopak przeczesał palcami splątane włosy.
Była
naprawdę zdziwiona- zdziwiona nie, przerażona- widział już Jace’a w gorszym
stanie, jednak dzisiaj wcale nie szedł na walkę, co by tłumaczyło jego stan.
- Gdzie byłeś?- zapytała Izzy, gdy ruszyli korytarzem.
- Tu i tam- odpowiedział Jace z lekkim uśmiechem.
- A dokładniej?? Kto cię tak urządził?- Wskazała na
poplamione ubrania chłopaka.
Młodzieniec
zbył ją machnięciem ręki.
- Chociaż byś to z siebie zmył- mruknęła dziewczyna
przyspieszając kroku, tak, że wyprzedziła przyszywanego brata.
Jace westchnął i kręcąc głową podążył za nią. Izzy
szybko zeszła na pierwsze piętro i skierowała się w stronę nieużywanych
sypialni. Chłopak dogonił ją i razem weszli do najodleglejszego, pustego
pokoju. Herondale podszedł do okna i staną tyłem do dziewczyny, spoglądając na
ulicę wijącą się w dole. Izzy usiadła na fotelu w kącie. Przez chwilę milczeli.
Ciszę
przerwał głos Jace’ego.
- Byłem tam- szepnął nie odwracając wzroku od okna.
Dopiero po chwili dotarło do niej, o czym on mówi. Był u Magnusa.
Dziewczyna ze zniecierpliwieniem patrzyła na plecy
chłopaka. Zarazem chciała poznać prawdę, ale też bała się tego, co powie. Po
długiej, pełnej napięcia chwili blondyn odwrócił się od okna, przeszedł przez
pokój i stanął naprzeciwko przyszywanej siostry. Miał napięte mięśnie, a dłonie
zacisnął w pięści. Ona wyglądała na spiętą i zniecierpliwioną. W końcu chłopak
przemówił cichym, spokojnym głosem.
- On wygląda niewiele lepiej niż Alec. Może żałuje
swojej decyzji… - urwał i zastanowił się przez chwilę. - …Ale nie chce do niego
wrócić.- Westchnął i dodał - wiesz, dlaczego zerwali?
Izzy
pokręciła głową.
- Udało mi się z nim porozmawiać, ale… ale nic nie
wiem- odpowiedziała łamiącym się głosem.
- Niedobrze- mruknął Jace.- No to, co teraz?- zapytał
spoglądając wyczekująco na dziewczynę.
Znów zapadła cisza. Dziewczyna wstała z fotela i teraz
stała naprzeciw chłopaka, wpatrując się prosto w jego złote oczy. Jego
spojrzenie było puste, oczy straciły swój zwyczajny blask. Dziewczyna wiedziała,
że on też cierpi z powodu cierpienia swojego parabatai. Izzy westchnęła i przemówiła, a spokój jej głosu zdziwił
nawet ją.
- Trzeba dać im trochę czasu- zamyśliła się na
chwilę.- Nie mam lepszego pomysłu. Mam nadzieję, że to coś da.- Chłopak położył
jej dłoń na ramieniu, ale nic nie powiedział.
Po
chwili- jakby dopiero teraz zauważając, co zrobił- cofnął rękę, odwrócił się i
wyszedł z pokoju, pozostawiając dziewczynę o smutnych, przepełnionych bólem,
czarnych oczach samą w tej zakurzonej sypialni.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
A więc proszę bardzo powstała pierwsza notka :)
Czytających proszę o napisanie krótkiej recenzji postu ( co wam się podoba, a co nie, co trzeba zmienić ) za wszystkie rady z góry dziękuję, postaram się do nich zastosować :) miłego dnia.
~~
Lightwoodówna ~~
P.S. czytasz => komentuj
To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.
Bardzo, ale to bardzo, podobało mi się. Jednak sądziłam, że Jace zareaguje bardziej impulsywnie. Tak samo Magnus. Byłam przekonana, że zacznie urządzać imprezki, aby zatopić swoje smutki w alkoholu. A tu - stan depresyjny. Cóż... :c
OdpowiedzUsuńW każdym razie, lubie to, od samego początku mi się spodobało. *-*
Hej, ty tam!
OdpowiedzUsuńTak, ty!
Wiesz co, ty masz kurde talent.
Nie, rozdział zarąbisty. Kroi się naprawdę niezła seria. Już nie mogę się doczekać, kiedy Alec i Magnus się pogodzą. Po pierwsze mam jazdę na Malec i ich wspólne sceny wprost mnie rozbrajają, a po drugie kocham ich obu i serce mi się kroi za każdym razem, kiedy cierpią. Nie męcz ich zbyt długo, dobrze? Ta depresja niszczy. Nie tylko ich.
Lecę czytać dalej, bo nie mogę się doczekać. Jeszcze raz gratuluję genialnego debiutu serii i życzę ci, żeby nie przestało ci się chcieć. Bo czuję, że zarwę przy tym blogu niejedną nockę...