niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział I Ten jeden błąd








- Ale to był błąd, - zaczął szeptem Alec. - Jeden błąd...
Magnus zaśmiał się ostro. - Jeden błąd? To tak, jakby powiedziano o
dziewiczym rejsie, Titanica, że było to drobnym wypadkiem łodzi. Alec, chciałeś
skrócić moje życie.
Miasto Zagubionych Dusz





Alec znów wybrał numer Magnusa i nacisnął zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach włączyła się poczta głosowa
- Nie mogę teraz odebrać...- rozległ się znajomy głos.
Młody Lightwood rozłączył się bez słowa i cisnął telefon na łóżko z taką siłą, że odbił się od materaca i spadł na podłogę. Chłopak ze złością zaczął się przechadzać po pokoju kopiąc, co chwila rzeczy, które zawadzały mu pod nogami.
- Cholera, cholera…- mamrotał pod nosem.
Po chwili zrezygnowany padł na łóżko. Miał ochotę zostać tam na zawsze. Ostatnio rzadko opuszczał swój pokój, a teraz miał jeszcze mniejszą ochotę choćby podnosić się z łóżka. Od tygodnia nic nie jadł, nie trenował, nie walczył, nie rozmawiał z nikim. To zabijało go od środka, niszczyło go z dnia na dzień. Czuł się chory, chory z miłości... i nienawiści do samego siebie.
Westchnął i przetoczył się na plecy zakładając ręce za głowę. Wpatrywał się w sufit, przez który biegło długie krzywe pęknięcie. Chłopak wodził po nim wzrokiem, pogrążony we własnych myślach.
Drgnął zdumiony usłyszawszy pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedział. Leżał nasłuchując kroków na korytarzu, jednak nic nie usłyszał.
Po chwili pukanie powtórzyło się, jednak chłopak nie miał ochoty z nikim widzieć, więc i tym razem milczał.
- To ja- usłyszał cichy głos Izzy.- Mogę wejść?- zapytała.
Alec nic nie odpowiedział. Siostra już raz próbowała z nim porozmawiać, ale jej nie wpuścił. 
Co takiego mogła mu powiedzieć? Żeby się nie martwił, że wszystko będzie dobrze?
Nie, nie będzie dobrze. Już nigdy nie będzie dobrze. To wiedział na pewno.
- Alec, proszę- szepnęła Izzy trzęsącym się głosem.
Płakała. Płakała przez niego. Był za to na siebie zły.
Podjął - niechętnie-decyzję.
- Wejdź- mruknął prawie bezgłośnie, Izzy mogła go nie usłyszeć, jednak klamka poruszyła się, a drzwi powoli i niepewnie rozchyliły się ukazując wysoką postać Isabelle.
Zazwyczaj pewna siebie i wyniosła, teraz była smutna i niepewna, wchodząc powoli do pokoju brata. Stanęła koło jego łóżka. Przez chwilę tylko tak stała i patrzyła na niego, Alec jednak wciąż wpatrywał się w sufit.
- Alec…-zaczęła cicho, ale urwała, gdy chłopak odwrócił wzrok od sufitu i spojrzał siostrze prosto w oczy. Jego były ciemniejsze niż zwykle, przepełniała je miłość, zrezygnowanie, a przede wszystkim cierpienie.
Po policzkach dziewczyny znów popłynęły łzy, nie otarła ich, wciąż patrzyła na Aleca. Chłopak pierwszy spuścił wzrok, odwracając się plecami do dziewczyny.
-Alec…- Powtórzyła Izzy.- Porozmawiaj ze mną- poprosiła. Jej głos był delikatny, mówiła wolno, starannie dobierając każde słowo. Chłopak tylko westchnął.
- Dlaczego sobie to robisz? - zapytała Izzy. – Co ci to da? - dopytywała się, usiadłszy na brzegu łóżka.
Chłopak nawet nie drgnął. Jego mięśnie były napięte, a szczęki zaciśnięte. Izzy westchnęła zrezygnowana, lecz nie zamierzała opuszczać brata. To on zawsze ją pocieszał, był dla niej oparciem, teraz jednak, to Alec potrzebował JEJ. Musiała coś zrobić żeby go pocieszyć, ale niezbyt wiedziała, co.
Po chwili wyciągnęła rękę i położyła ją na ramieniu brata. Nie strącił jej. Oddychał głęboko i wolno. Miał zaciśnięte powieki. Izzy pogłaskała go po ramieniu. Alec w końcu odwrócił głowę i spojrzał na siostrę. Długo jej się przyglądał, aż wreszcie przemówił.
- Przestań to nie pomaga- powiedział przez zaciśnięte zęby.- Nic nie pomoże.- Jego oczy podejrzanie błyszczały.
- Alec nie mów tak- szepnęła cichym, łamiącym się głosem i pochyliła głowę ocierając oczy.
- Ty nic nie wiesz - odparł z oburzeniem, marszcząc gniewnie brwi.- Ty możesz mieć każdego, robisz z facetami, co chcesz, a oni i tak chcą z tobą być- dodał już spokojniejszym głosem.- Ja miałem tylko JEGO.- Specjalnie nie wypowiedział imienia czarownika.- Jeden, głupi błąd- westchnął zaciskając powieki.
- Och… - szepnęła Izzy i głos jej się załamał. W pokoju zapanowała cisza. Słychać było tylko ich oddechy.
Izzy nerwowo spoglądała na brata. Nie miała pojęcia, co zrobić żeby mu pomóc. Żal rozrywał jej serce na malutkie kawałeczki. Nie chciała żeby on cierpiał. Pragnęła cofnąć czas i nie dopuścić do ich zerwania, ale to było niemożliwe. Jej rozmyślania przerwały kroki na korytarzu. Ktoś stąpał ciężko po starej, skrzypiącej podłodze Instytutu.
- Izzy! - dobiegł zza drzwi donośny głos Jace’a.
- Idź - powiedział Alec, a gdy jego siostra nie ruszyła się z miejsca dodał - nic mi nie jest.
Izzy nie była jednak tego taka pewna. Jej brat wyglądał na chorego. Pod jego błękitnymi oczami widniały ciemne, sine cienie, policzki miał zapadnięte, był jeszcze bledszy niż zwykle.
Dziewczyna powoli wstała z łóżka, ale jeszcze chwilę ociągała się z wyjściem z pokoju.
- Izzy!!- ponaglił ją głos zza drzwi.
Isabelle odwróciła się plecami do brata.
- Pamiętaj, że zawsze będziesz miał mnie- szepnęła i opuściła pokój.
Chłopak odprowadził ją smutnym wzrokiem, a potem zamknął oczy. Słyszał jak ich kroki oddalają się w korytarzu. Gdy umilkły, Alec głośno wypuścił powietrze z płuc. Zakrył twarz dłońmi. Poczuł wilgoć na policzkach. Zrozumiał, że płyną po nich łzy- tak długo powstrzymywane, dławione w sobie, teraz mogły płynąć bez przeszkód. Leżał tak kilka minut, lub godzin. Nie wiedział. Wpatrywał się w sufit, a łzy płynęły i płynęły, jakby dzięki temu mógł ulżyć w swoim cierpieniu.

 

 

 

***



Izzy wyszła na korytarz. Gdy zamknęła za sobą drzwi spojrzała na Jace’a. Chłopak był cały brudny od krwi, błota i zielonkawej, mętnej substancji. Na jego przedramieniu tuż ponad różowawą, poszarpaną blizną widniała runa- Iratze. Chłopak przeczesał palcami splątane włosy.
Była naprawdę zdziwiona- zdziwiona nie, przerażona- widział już Jace’a w gorszym stanie, jednak dzisiaj wcale nie szedł na walkę, co by tłumaczyło jego stan.
- Gdzie byłeś?- zapytała Izzy, gdy ruszyli korytarzem.
- Tu i tam- odpowiedział Jace z lekkim uśmiechem.
- A dokładniej?? Kto cię tak urządził?- Wskazała na poplamione ubrania chłopaka.
Młodzieniec zbył ją machnięciem ręki.
- Chociaż byś to z siebie zmył- mruknęła dziewczyna przyspieszając kroku, tak, że wyprzedziła przyszywanego brata.
Jace westchnął i kręcąc głową podążył za nią. Izzy szybko zeszła na pierwsze piętro i skierowała się w stronę nieużywanych sypialni. Chłopak dogonił ją i razem weszli do najodleglejszego, pustego pokoju. Herondale podszedł do okna i staną tyłem do dziewczyny, spoglądając na ulicę wijącą się w dole. Izzy usiadła na fotelu w kącie. Przez chwilę milczeli.
Ciszę przerwał głos Jace’ego.
- Byłem tam- szepnął nie odwracając wzroku od okna. Dopiero po chwili dotarło do niej, o czym on mówi. Był u Magnusa.
Dziewczyna ze zniecierpliwieniem patrzyła na plecy chłopaka. Zarazem chciała poznać prawdę, ale też bała się tego, co powie. Po długiej, pełnej napięcia chwili blondyn odwrócił się od okna, przeszedł przez pokój i stanął naprzeciwko przyszywanej siostry. Miał napięte mięśnie, a dłonie zacisnął w pięści. Ona wyglądała na spiętą i zniecierpliwioną. W końcu chłopak przemówił cichym, spokojnym głosem.
- On wygląda niewiele lepiej niż Alec. Może żałuje swojej decyzji… - urwał i zastanowił się przez chwilę. - …Ale nie chce do niego wrócić.- Westchnął i dodał - wiesz, dlaczego zerwali?
Izzy pokręciła głową.
- Udało mi się z nim porozmawiać, ale… ale nic nie wiem- odpowiedziała łamiącym się  głosem.
- Niedobrze- mruknął Jace.- No to, co teraz?- zapytał spoglądając wyczekująco na dziewczynę.
Znów zapadła cisza. Dziewczyna wstała z fotela i teraz stała naprzeciw chłopaka, wpatrując się prosto w jego złote oczy. Jego spojrzenie było puste, oczy straciły swój zwyczajny blask. Dziewczyna wiedziała, że on też cierpi z powodu cierpienia swojego parabatai. Izzy westchnęła i przemówiła, a spokój jej głosu zdziwił nawet ją.
- Trzeba dać im trochę czasu- zamyśliła się na chwilę.- Nie mam lepszego pomysłu. Mam nadzieję, że to coś da.- Chłopak położył jej dłoń na ramieniu, ale nic nie powiedział.
Po chwili- jakby dopiero teraz zauważając, co zrobił- cofnął rękę, odwrócił się i wyszedł z pokoju, pozostawiając dziewczynę o smutnych, przepełnionych bólem, czarnych oczach samą w tej zakurzonej sypialni.





-------------------------------------------------------------------------------------------------------
A więc proszę bardzo powstała pierwsza notka :)
Czytających proszę o napisanie krótkiej recenzji postu ( co wam się podoba, a co nie, co trzeba zmienić ) za wszystkie rady z góry dziękuję, postaram się do nich zastosować :) miłego dnia. 

~~ Lightwoodówna ~~

P.S. czytasz => komentuj

To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.



2 komentarze:

  1. Bardzo, ale to bardzo, podobało mi się. Jednak sądziłam, że Jace zareaguje bardziej impulsywnie. Tak samo Magnus. Byłam przekonana, że zacznie urządzać imprezki, aby zatopić swoje smutki w alkoholu. A tu - stan depresyjny. Cóż... :c
    W każdym razie, lubie to, od samego początku mi się spodobało. *-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, ty tam!
    Tak, ty!
    Wiesz co, ty masz kurde talent.
    Nie, rozdział zarąbisty. Kroi się naprawdę niezła seria. Już nie mogę się doczekać, kiedy Alec i Magnus się pogodzą. Po pierwsze mam jazdę na Malec i ich wspólne sceny wprost mnie rozbrajają, a po drugie kocham ich obu i serce mi się kroi za każdym razem, kiedy cierpią. Nie męcz ich zbyt długo, dobrze? Ta depresja niszczy. Nie tylko ich.
    Lecę czytać dalej, bo nie mogę się doczekać. Jeszcze raz gratuluję genialnego debiutu serii i życzę ci, żeby nie przestało ci się chcieć. Bo czuję, że zarwę przy tym blogu niejedną nockę...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :D