Jace
siedział na schodach Instytutu. Wiatr rozwiewał mu jasne włosy, a deszcz
mieszał się ze łzami – pierwszymi od jedenastu lat.
Emocje kotłowały się w nim
niczym burza. Rozpacz, wściekłość, ból, smutek, pustka i wiele innych, których
sam nie umiał nazwać.
Nie wiedział, co ma teraz ze sobą zrobić, czuł, że jest
niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, jakby wszystkie mięśnie mu
skamieniały, a zarazem odczuwał przemożną chęć działania, posuwania się na
przód Cienka koszulka nie chroniła go
przed mroźnym wiatrem i ostrymi jak szkło, kroplami deszczu. Chłopak drżał,
lecz nie tylko z zimna, jego serce pękło na miliony kawałków, a ból temu
towarzyszący był nie do opisania. Jace nieświadomie dotknął runy parabatai pod swoim obojczykiem. Było to
jedyne ciepłe miejsce na jego ciele. Wyblakły znak zdawał się pulsować niczym
drugie serce.
Zaschnięta krew pokrywała jego skórę i koszulkę. Czuł jej
metaliczny zapach zmieszany z zimnym, jesiennym powietrzem. Oddech uwiązł mu w
gardle jakby powietrze zamarzło mu w płucach po raz kolejny fala piekącego bólu
przeszyła jego i tak już poranione serce, czuł jakby odłamki szkła wbijały mu
się w ciało.
Ciemność
zaczęła go ogarniać, a ból ustępował, jednak Jace za wszelką cenę starał się
pozostać przy świadomości. Musi nauczyć się żyć z tym bólem, który będzie
towarzyszył mu codziennie do końca jego dni.
Po
głowie wciąż kołatały mu się słowa, Isabelle – On umarł, Alec nie żyje...
Czuł,
że zaraz eksploduje od nadmiaru przytłaczających go emocji. To wszystko było
nie do zniesienia. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Aleca już nie ma, że już nigdy
razem nie pójdą na bitwę, już nigdy go nie zobaczy…
Jace
przysiągł sobie, że odnajdzie demona, który to zrobił i zabije go, zemści się,
pomści swojego parabatai, swojego
brata. Już nic się nie liczyło, pokona demona, albo zginie próbując go zabić.
Miał teraz przynajmniej cel, nie wiedział, co potem, ale teraz nie zaprzątał
sobie tym głowy.
Ból
w piersi nieco zelżał. Znów mógł swobodnie oddychać.
Postanowił
działać od razu. Nowa siła, która w niego wstąpiła napędzała go do działania.
Z
trudem podniósł się ze schodów i podążył do Instytutu.
Był
już w połowie drogi do swojego pokoju, gdy usłyszał głos Maryse.
-
To… to będzie dzisiaj… wieczorem? – mówiła cicho, drżącym głosem.
Jace nie usłyszał słów jej
rozmówcy. Może rozmawiała przez telefon?
Chłopak
podszedł do uchylonych drzwi biblioteki, z której dochodził głos.
Spojrzał przez szparę do
środka. Na tle dużego, witrażowego okna stała wysoka czarnowłosa kobieta, jej
błękitne oczy wypełniały łzy, była bardzo blada.
Naprzeciw
niej stał Cichy Brat w pergaminowej szacie i z kapturem zarzuconym na głowę.
Biło od niego zrozumienie i współczucie. Było to bardzo dziwne, bo Cisi Bracia
nigdy nie okazywali uczuć, byli nie zdolni do empatii. Jednak w tym Bracie było
coś, co sprawiało, że była bardziej ludzki.
Chłopak postanowił posłuchać, o czym rozmawiają, ale
słyszał tylko jedną stronę konwersacji, ponieważ „głos” Cichego Brata był dla
niego niesłyszalny.
- Tak szybko? – zapytała kobieta ocierając oczy.
Zapadła cisza, Maryse zapewne przysłuchiwała się teraz słowom Brata.
- Powiadomiliście… Roberta? – kolejne pytanie i
kolejna niesłyszana przez chłopaka odpowiedź.
Po
chwili po policzkach kobiety znów pociekły łzy.
- Przyjedzie na … na pogrzeb? – głos Maryse był słaby
i cichy tak, że Jace ledwo go słyszał.
To ostatnie słowo sprawiło, że chłopak
poczuł kolejna falę bólu w sercu. Kompletnie o tym zapomniał, będzie musiał
odłożyć swoje plany na później.
Tylko czy będzie w stanie iść na
pogrzeb? Co zrobi, gdy zobaczy ciało swojego parabatai owinięte w biały jedwab,
gdy stanie przy płonącym stosie? Co w tedy? Czy będzie na tyle silny by nie
okazać bólu, rozdzierającego jego serce, żeby zachować kamienną twarz?
Nie
był tego pewien. Przez chwilę rozważał czy nie przyjść na pogrzeb, ale wydało
mu się, że lepiej, jeśli tam pójdzie.
Nie był w stanie dłużej przysłuchiwać
się tej rozmowie, postanowił iść do swojej sypialni. Ostatnie, co zobaczyła,
zanim odszedł to blada, pokryta runami dłoń Cichego Brata spoczywająca na
drżącym ramieniu Maryse.
Jace wpadł biegiem do swojego pokoju, chciał jak
najszybciej odejść spod biblioteki.
Usiadł na łóżku i ukrył twarz w
dłoniach. Nie chciał iść na pogrzeb. Pamiętał, co mu powiedział kiedyś Luke: „Pogrzeby
są dla żywych, Jace, a nie dla zmarłych” *. A on już się przecież pożegnał z
Alekiem… nie wiedział, co zrobić.
Po chwili chłopak wstał. Musiał
poszukać swojej białej kurtki ozdobionej czerwonymi runami. Niezależnie od tego
czy pójdzie na pogrzeb czy nie, i tak będzie obchodzić żałobę. Odnalezienie
kurtki nie zajęło mu wiele czasu, bo w jego rzeczach zawsze panował porządek.
Rzucił ją na łóżko, wziął szary T- shirt i poszedł do łazienki.
Stanął przed umywalką i ostrożnie zdjął
brudną koszulkę. Zaschnięta krew sprawiła, że materiał przykleił mu się do
skóry.
Jace
spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był strasznie blady i miał podkrążone
oczy, a jego blond włosy pokrywały kropelki wody. Wyblakła runa, pokryta krwią
odcinała się groteskowo od jego jasnej skóry. Czuł ból w sercu, gdy tylko na
nią spoglądał. Znak, że miał kiedyś kogoś bliższego niż brata, kogoś, kogo
stracił na zawsze i już nigdy go nie odzyska.
----------------------------------------------------------------------------------------------
* Dary Anioła. Miasto Szkła
I jest druga połowa. Przepraszam,
że tak późno, ale tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że się podoba. Kolejny rozdział
( chyba w całości) w następną sobotę/ niedzielę. Dziękuje za wszystkie pomysły i
proszę o dalsze podpowiedzi co do kolejnego opowiadania :D
za wszelkie błędy przepraszam.
Życzę miłego wieczoru.
A tak przy okazji dzisiaj około godziny 20-21 na chomiku http://chomikuj.pl/Druzyna_Dobra/Kroniki+Bane*27a/x10.+Droga+prawdziwej+mi*c5*82o*c5*9bci+%28i+pierwszych+randek%29
A tak przy okazji dzisiaj około godziny 20-21 na chomiku http://chomikuj.pl/Druzyna_Dobra/Kroniki+Bane*27a/x10.+Droga+prawdziwej+mi*c5*82o*c5*9bci+%28i+pierwszych+randek%29
Ma pojawić się tłumaczenie 10
kroniki :D
~~ Lightwoodówna ~~
P.S. czytasz => komentuj
To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.
O matko, Jace.
OdpowiedzUsuńTak mi przykro.
W ogóle jest mi smutno czytać to opowiadanie, gdy umarł ktoś taki, jak Alec.
Mam nadzieję, że nadarzy się okazja zemsty.
Rozdział dobry, są błędy, ale co tam ;)
Czekam na nn ^^
Zaraz zaczne ryczeć, biedny Jace jak mogłaś zabić Aleca? A tak to rozdział wspaniały
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kontynuacji
Biedny Jace... Świetnie opisałaś jego uczucia po stracie Aleca. Bardzo podoba mi się ten rozdział chociaż tak smutny. Nie mogę doczekać się co będzie dalej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzecież wiesz, co myślę. Rozdział jest wzruszający, przepiękny, bla, bla, bla... Ja tu przez ciebie płaczę, kobieto. Weszłam na ten blog, żeby poczytać kolejną historię zakochania Aleca i Magnusa, a teraz od samego początku już któryś rozdział opłakuję śmierć mojego kochanego bohatera i równocześnie jednej z połówek pairingu. Nienawidzę cię. Tworzysz coś niesamowitego i wyjątkowego pod wieloma względami, za co cię bardzo cenię, ale moja nienawiść nie zgaśnie. Jak mogłaś? Jak mogłaś?...
OdpowiedzUsuńTo boli...
Przecież wiesz, co myślę. Rozdział jest wzruszający, przepiękny, bla, bla, bla... Ja tu przez ciebie płaczę, kobieto. Weszłam na ten blog, żeby poczytać kolejną historię zakochania Aleca i Magnusa, a teraz od samego początku już któryś rozdział opłakuję śmierć mojego kochanego bohatera i równocześnie jednej z połówek pairingu. Nienawidzę cię. Tworzysz coś niesamowitego i wyjątkowego pod wieloma względami, za co cię bardzo cenię, ale moja nienawiść nie zgaśnie. Jak mogłaś? Jak mogłaś?...
OdpowiedzUsuńTo boli...