sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział VII Gdy zgaśnie świeca cz.2



Jace siedział na schodach Instytutu. Wiatr rozwiewał mu jasne włosy, a deszcz mieszał się ze łzami – pierwszymi od jedenastu lat.
Emocje kotłowały się w nim niczym burza. Rozpacz, wściekłość, ból, smutek, pustka i wiele innych, których sam nie umiał nazwać.
         Nie wiedział, co ma teraz ze sobą zrobić, czuł, że jest niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu, jakby wszystkie mięśnie mu skamieniały, a zarazem odczuwał przemożną chęć działania, posuwania się na przód   Cienka koszulka nie chroniła go przed mroźnym wiatrem i ostrymi jak szkło, kroplami deszczu. Chłopak drżał, lecz nie tylko z zimna, jego serce pękło na miliony kawałków, a ból temu towarzyszący był nie do opisania. Jace nieświadomie dotknął runy parabatai pod swoim obojczykiem. Było to jedyne ciepłe miejsce na jego ciele. Wyblakły znak zdawał się pulsować niczym drugie serce.
         Zaschnięta krew pokrywała jego skórę i koszulkę. Czuł jej metaliczny zapach zmieszany z zimnym, jesiennym powietrzem. Oddech uwiązł mu w gardle jakby powietrze zamarzło mu w płucach po raz kolejny fala piekącego bólu przeszyła jego i tak już poranione serce, czuł jakby odłamki szkła wbijały mu się w ciało.
Ciemność zaczęła go ogarniać, a ból ustępował, jednak Jace za wszelką cenę starał się pozostać przy świadomości. Musi nauczyć się żyć z tym bólem, który będzie towarzyszył mu codziennie do końca jego dni.
Po głowie wciąż kołatały mu się słowa, Isabelle – On umarł, Alec nie żyje...
Czuł, że zaraz eksploduje od nadmiaru przytłaczających go emocji. To wszystko było nie do zniesienia. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Aleca już nie ma, że już nigdy razem nie pójdą na bitwę, już nigdy go nie zobaczy…
Jace przysiągł sobie, że odnajdzie demona, który to zrobił i zabije go, zemści się, pomści swojego parabatai, swojego brata. Już nic się nie liczyło, pokona demona, albo zginie próbując go zabić. Miał teraz przynajmniej cel, nie wiedział, co potem, ale teraz nie zaprzątał sobie tym głowy.
Ból w piersi nieco zelżał. Znów mógł swobodnie oddychać.
Postanowił działać od razu. Nowa siła, która w niego wstąpiła napędzała go do działania.
Z trudem podniósł się ze schodów i podążył do Instytutu.


        
Był już w połowie drogi do swojego pokoju, gdy usłyszał głos Maryse.
- To… to będzie dzisiaj… wieczorem? – mówiła cicho, drżącym głosem.
Jace nie usłyszał słów jej rozmówcy. Może rozmawiała przez telefon?
Chłopak podszedł do uchylonych drzwi biblioteki, z której dochodził głos.
Spojrzał przez szparę do środka. Na tle dużego, witrażowego okna stała wysoka czarnowłosa kobieta, jej błękitne oczy wypełniały łzy, była bardzo blada.
Naprzeciw niej stał Cichy Brat w pergaminowej szacie i z kapturem zarzuconym na głowę. Biło od niego zrozumienie i współczucie. Było to bardzo dziwne, bo Cisi Bracia nigdy nie okazywali uczuć, byli nie zdolni do empatii. Jednak w tym Bracie było coś, co sprawiało, że była bardziej ludzki.
Chłopak postanowił posłuchać, o czym rozmawiają, ale słyszał tylko jedną stronę konwersacji, ponieważ „głos” Cichego Brata był dla niego niesłyszalny.
- Tak szybko? – zapytała kobieta ocierając oczy. Zapadła cisza, Maryse zapewne przysłuchiwała się teraz słowom Brata.
- Powiadomiliście… Roberta? – kolejne pytanie i kolejna niesłyszana przez chłopaka odpowiedź.
Po chwili po policzkach kobiety znów pociekły łzy.
- Przyjedzie na … na pogrzeb? – głos Maryse był słaby i cichy tak, że Jace ledwo go słyszał.
         To ostatnie słowo sprawiło, że chłopak poczuł kolejna falę bólu w sercu. Kompletnie o tym zapomniał, będzie musiał odłożyć swoje plany na później.
         Tylko czy będzie w stanie iść na pogrzeb? Co zrobi, gdy zobaczy ciało swojego parabatai owinięte w biały jedwab, gdy stanie przy płonącym stosie? Co w tedy? Czy będzie na tyle silny by nie okazać bólu, rozdzierającego jego serce, żeby zachować kamienną twarz?
Nie był tego pewien. Przez chwilę rozważał czy nie przyjść na pogrzeb, ale wydało mu się, że lepiej, jeśli tam pójdzie.
         Nie był w stanie dłużej przysłuchiwać się tej rozmowie, postanowił iść do swojej sypialni. Ostatnie, co zobaczyła, zanim odszedł to blada, pokryta runami dłoń Cichego Brata spoczywająca na drżącym ramieniu Maryse.



Jace wpadł biegiem do swojego pokoju, chciał jak najszybciej odejść spod biblioteki.
         Usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał iść na pogrzeb. Pamiętał, co mu powiedział kiedyś Luke: „Pogrzeby są dla żywych, Jace, a nie dla zmarłych” *. A on już się przecież pożegnał z Alekiem… nie wiedział, co zrobić.
         Po chwili chłopak wstał. Musiał poszukać swojej białej kurtki ozdobionej czerwonymi runami. Niezależnie od tego czy pójdzie na pogrzeb czy nie, i tak będzie obchodzić żałobę. Odnalezienie kurtki nie zajęło mu wiele czasu, bo w jego rzeczach zawsze panował porządek. Rzucił ją na łóżko, wziął szary T- shirt i poszedł do łazienki.
         Stanął przed umywalką i ostrożnie zdjął brudną koszulkę. Zaschnięta krew sprawiła, że materiał przykleił mu się do skóry.
Jace spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był strasznie blady i miał podkrążone oczy, a jego blond włosy pokrywały kropelki wody. Wyblakła runa, pokryta krwią odcinała się groteskowo od jego jasnej skóry. Czuł ból w sercu, gdy tylko na nią spoglądał. Znak, że miał kiedyś kogoś bliższego niż brata, kogoś, kogo stracił na zawsze i już nigdy go nie odzyska.




----------------------------------------------------------------------------------------------

* Dary Anioła. Miasto Szkła

I jest druga połowa. Przepraszam, że tak późno, ale tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że się podoba. Kolejny rozdział ( chyba w całości) w następną sobotę/ niedzielę. Dziękuje za wszystkie pomysły i proszę o dalsze podpowiedzi co do kolejnego opowiadania :D
za wszelkie błędy przepraszam.
Życzę miłego wieczoru.
A tak przy okazji dzisiaj około godziny 20-21 na chomiku http://chomikuj.pl/Druzyna_Dobra/Kroniki+Bane*27a/x10.+Droga+prawdziwej+mi*c5*82o*c5*9bci+%28i+pierwszych+randek%29
Ma pojawić się tłumaczenie 10 kroniki :D



~~ Lightwoodówna ~~


P.S. czytasz => komentuj

To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.


5 komentarzy:

  1. O matko, Jace.
    Tak mi przykro.
    W ogóle jest mi smutno czytać to opowiadanie, gdy umarł ktoś taki, jak Alec.
    Mam nadzieję, że nadarzy się okazja zemsty.
    Rozdział dobry, są błędy, ale co tam ;)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaraz zaczne ryczeć, biedny Jace jak mogłaś zabić Aleca? A tak to rozdział wspaniały
    Nie mogę doczekać się kontynuacji

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Jace... Świetnie opisałaś jego uczucia po stracie Aleca. Bardzo podoba mi się ten rozdział chociaż tak smutny. Nie mogę doczekać się co będzie dalej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecież wiesz, co myślę. Rozdział jest wzruszający, przepiękny, bla, bla, bla... Ja tu przez ciebie płaczę, kobieto. Weszłam na ten blog, żeby poczytać kolejną historię zakochania Aleca i Magnusa, a teraz od samego początku już któryś rozdział opłakuję śmierć mojego kochanego bohatera i równocześnie jednej z połówek pairingu. Nienawidzę cię. Tworzysz coś niesamowitego i wyjątkowego pod wieloma względami, za co cię bardzo cenię, ale moja nienawiść nie zgaśnie. Jak mogłaś? Jak mogłaś?...
    To boli...

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecież wiesz, co myślę. Rozdział jest wzruszający, przepiękny, bla, bla, bla... Ja tu przez ciebie płaczę, kobieto. Weszłam na ten blog, żeby poczytać kolejną historię zakochania Aleca i Magnusa, a teraz od samego początku już któryś rozdział opłakuję śmierć mojego kochanego bohatera i równocześnie jednej z połówek pairingu. Nienawidzę cię. Tworzysz coś niesamowitego i wyjątkowego pod wieloma względami, za co cię bardzo cenię, ale moja nienawiść nie zgaśnie. Jak mogłaś? Jak mogłaś?...
    To boli...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :D