niedziela, 30 marca 2014

Rozdział VII Gdy zgaśnie świeca cz. 1





"Ich życie płonęło jasno jak płomień świecy...
I równie łatwo było je zgasić."





            Ból nie ustępował, ale Jace podniósł się chwiejnie z podłogi i podszedł do drzwi, przed którymi wcześniej stał. Otworzył je i wszedł do środka.
         Stanął jak wryty, kilka kroków od drzwi. To, co ujrzał na zawsze utkwiło mu w pamięci.
Nieruchome ciało Aleca spoczywało na zakrwawionym łóżku. Jego ręce były ułożone wzdłuż ciała. Oczy miał lekko rozchylone, a błękitne tęczówki pokrywała jakby mgiełka.
         Magnus siedział tyłem do Jace’a. Twarz skrył w dłoniach, a łokcie oparł na brzegu łóżka Aleca. Czarownik trząsł się na całym ciele.
         - Alec!!! - z gardła Jace’a dobył się ochrypły krzyk.
Chłopaka stał w miejscu nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Patrzył przerażony na nieruchome ciało przyjaciela.
         Jace nie zauważył, kiedy Izzy weszła do sali. Spojrzała na brata, a jej oczy rozszerzyły się gwałtownie i zaszły łzami. Była blada jak ściana. Podbiegła zrozpaczona do Aleca.
- Obudź się, obudź!! Proszę, obudź się… - krzyczała potrząsając Aleca za ramię.
         Jace cały czas stał w miejscu niezdolny do zrobienia czegokolwiek.
         Po chwili do Izby Chorych wpadła Maryse. Na pewno usłyszała krzyki córki. Gdy tylko zrozumiała, co się stało stanęła jak wryta, by po chwili opuścić pomieszczenie ze łzami w oczach.
         Jace w końcu się otrząsnął i lekko chwiejnym krokiem podszedł do reszty osób zgromadzonych w Sali. Chłopaka położył dłoń na ramieniu Izzy, jednak dziewczyna ją strąciła szlochając cicho.
Jace podszedł jeszcze bliżej Aleca i wyciągnął drżącą dłoń by zamknąć mu powieki.
-Ave atque vale - wyszeptał zachrypniętym głosem. Witaj i żegnaj.

        

Jace nie pamiętał przybycia Cichych Braci, wciąż powracała myślami do błękitnych oczu wpatrzonych niewidzącym wzrokiem w przestrzeń.



***



Alec nie żyje - powoli docierała do niego ta bolesna prawda i dotarło do niego coś jeszcze - to była jego wina, nie zdołał go uratować. Może gdyby przybył wcześniej, gdy Izzy po raz pierwszy do niego zadzwoniła… może by zdążył…
Magnus nie był w stanie ruszyć się z krzesła, cały czas siedziała przy łóżku, teraz już pustym, ale cały czas pokrytym krwią.
         Był to najgorszy dzień jego życia. Już wiele razy tracił bliskie osoby, ale nigdy jeszcze tego tak nie przeżył. Czuł się zdruzgotany, jego serce pękło na miliony maleńkich kawałków.
         Już dawno Cisi Bracia zabrali ciało chłopaka do Cichego Miasta, ale czarownik wciąż siedział w opustoszałej Sali dla chorych, niezdolny do jakiegokolwiek działania. Mógł tylko tak tkwić przez resztę wieczności.
         Myślał już o zakończeniu tego wszystkiego, o wbiciu sobie sztyletu w serce, ale uświadomił sobie, że Alec nigdy by mu tego nie wybaczył.
         Przez te długie dni, po ich rozstaniu, Magnus czuł pustkę w sercu, tęsknił za Alekiem, ale wiedział, że gdzieś tam on wciąż żyje, mimo, że nie chce się z nim widzieć. A teraz… już nigdy go nie zobaczy, już nigdy z nim nie porozmawia, nie utonie w głębi błękitnych oczu. Było jeszcze tyle rzeczy, których mu nie powiedział, tyle niewypowiedzianych słów.
To wszystko go przytłaczało.
         Jedynym światełkiem w tunelu była świadomość, że powiedział Alekowi, że mu wybacza i, że go kocham…
Fala potwornego bólu przeszyła jego serce niczym włócznia, gdy przypomniał sobie te błękitne oczy wpatrzone w niego z miłością i bólem.
Przypomniał sobie też przyjęcia, na którym poznał Nocnego Łowcę, ich szczęśliwe chwile razem i ten okropny dzień na starej stacji metra…
Te wszystkie obrazy przemykały mu przed oczami jak przyspieszony film, zlewając się w jedno, ale we wszystkich scenach pojawiały się te piękne błękitne oczy.
Oczy, w których Magnus utonął w dniu ich pierwszego spotkania, te oczy, które patrzyły na niego z taką czułością zaraz przed śmiercią…
         Dopiero po dłuższej chwili uświadomił sobie, że nie jest już sam w pomieszczeniu. Obok niego stała wysoka, czarnowłosa dziewczyna wyraźnie zmartwiona. Jej dłoń spoczywała na ramieniu czarownika.
Magnus zastanawiał się, dlaczego tu przyszła, czemu nie jest z resztą swojej rodziny.
Nie widział jak długo tak już stała, wpatrzona w zakrwawione łóżko, nie odzywając się ani słowem.
         Czarownik przyglądał jej się smutnymi oczami. Dziewczyna miała na sobie długą białą sukienkę z czerwonymi runami – strój żałobny. Jej długie włosy spływały czarną kaskadą po plecach.
Mimo, że przepełniała ją rozpacz wciąż była władcza, piękna i niebezpieczna niczym królowa wojny
         Chyba zdała sobie sprawę, że Magnus jej się przygląda, bo odwzajemniła spojrzenie. Jej piękne czarne oczy wypełniały łzy.
         Magnus długo zastanawiał się jak ją, choć odrobinę pocieszyć. Długo nie przychodziło mu nic do głowy, więc z braku lepszych pomysłów, powiedział:
- A… Alec nie chciałby, żebyś była przez niego smutna- mówił cicho, kojącym głosem.
Dziewczyna wybuchnęła głośnym płaczem.
- Bo… bo ja… ja nie mogę zrozumieć… jak to możliwe, że… że jego już nie ma – jej głos drżał tak bardzo, że Magnus z trudem zrozumiał jej słowa.
- Izzy …- zaczął, ale nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Nie wiedzieć, kiedy znaleźli się w swoich objęciach, a po ich policzkach spływały łzy. Snutek i żal, rozpacz i zagubienie… te wszystkie emocje kotłowały się w nich obojgu.

----------------------------------------------------------------------------------------------------



Oto połowa 7 rozdziału… tylko połowa, ponieważ nie dałam rady przepisać więcej, z tej prostej przyczyny, że w moim domu właśnie trwa remont i niekoniecznie mam czas i warunki na pisanie bloga. Przepraszam.
Możliwe, że druga część rozdziału ukaże się w środku tygodnia, ale nic nie obiecuję.

Wielkimi krokami zbliżamy się do końca tego opowiadania, a ja wciąż nie mam pomysłu, co opisać w następnym, więc proszę was podrzucajcie pomysły wydarzeń, które mogłabym opisać w następnym opowiadaniu. Może być związane z Malekiem, ale nie musi. Będę wdzięczna za każdą propozycję.
Jeżeli wykorzystam czyjś pomysł 1 rozdział zostanie tej osobie/ tym osobom zadedykowany.
Z góry dziękuję za wszystkie pomysły i życzę udanego poniedziałku :D



~~ Lightwoodówna ~~


P.S. czytasz => komentuj

To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.


4 komentarze:

  1. Po prostu nie wiem co napisać... piękny rozdział tzn połowa rozdziału. Bardzo dużo emocji potrafisz przekazać. Mój kochany Alec nie żyje...
    Naprawdę się wzruszyłam. Co do następnego opowiadania proponuję szczęśliwe zakończenie dla Maleca. Nieśmiertelni/śmiertelnie/w świecie ludzi wszystko jedno, ale razem :) Mam nadzirję że uda Ci się dodać resztę rozdziału jak najszybciej. Życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co Ty masz z tymi czasownikami, dlaczego odmieniając dla facetów piszesz przykładowo "siedziała"?
    Brakuje przecinków.
    Dobrze, że są akapity.
    Smutny rozdział. Czy Alexander musiał umrzeć? Matko, aż mnie samej chce się płakać.
    Oj, Alec.

    Co do następnego opowiadania, może coś o Clary i Simonie? To oni byli początkiem "Darów", więc może coś o ich relacjach po tych wszystkich wydarzeniach?

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Ta odmiana niektórych słów rzeczywiście lekko rzucała się w oczy, ale nie aż tak bardzo. Może następne opowiadanie np. Alec po traumatycznych wydarzeniach podczas wojny z Sebastianem znika, a potem po 3-4 latach wraca z dzieckiem? Albo Malec w liceum :) pozdrawiam i miłego tygodnia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz co? To koniec. Nie mam zamiaru się wysilać z komentarzami. Piszesz zajebiście, i co z tego? Płaczę. Autentycznie przez ciebie płaczę. Zadowolona jesteś?
    Idę czytać.

    Tak, to była kropka nienawiści.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :D