niedziela, 23 marca 2014

Rozdział VI Srebrna runa




Ręce miał pokryte krwią, która mieszała się z deszczem. Woda spłukiwała
Szkarłat z jego piersi,  ukazując runę,  która  z  czarnej  zamieniała  się  w  srebrną,
Niszcząc wszystko, co miało w życiu Willa sens.
Jem umarł.
Mechaniczna księżniczka





         Magnus wszedł do Izby Chorych z lekkim ociąganiem. Nie był gotowy, żeby zobaczyć Aleca, nawet nieprzytomnego, A ZWŁASZCZA nieprzytomnego.
         Pierwsze, co go uderzyło po wejściu do pomieszczenia to intensywny zapach krwi. Dopiero po chwili dostrzegł bladą, czarnowłosą postać leżącą na pierwszym łóżku pod ścianą. Czarownik wiedział, że stan chłopaka jest krytyczny, ale nie był gotowy na to, co zobaczył. Bladą zapadniętą twarz okalały czarne posklejane krwią włosy, jego błękitne oczy były teraz zamknięte, a długie rzęsy rzucały długie, cienkie cienie na jego jasne policzki.
          Lecz najgorsze miało dopiero nastąpić. Magnus podszedł chwiejnie do łóżka rannego. Serce czarownika łomotało jak szalone, gdy patrzył na tak kochaną przez siebie twarz, teraz pokaleczoną i brudną od krwi. Czarownik przesunął wzrok w dół zatrzymując go na szkarłatnym bandażu opasającym pierś Aleca. Bane dotknął skóry chłopaka- jego skóra była przerażająco zimna.
         Jakby przez ten dotyk Alec się ocknął. Zamrugał powiekami, próbując skupić wzrok na przybyszu, jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy zobaczył, kto to. Chłopak wciągnął ze świstem powietrze i zaniósł się kaszlem.
         Magnus cofnął rękę jakby się oparzył. Spoglądał na chłopaka ze smutkiem w kocich oczach. Przez chwilę milczeli wpatrzeni w swoje twarze, jakby widzieli się po raz pierwszy.
- Zostaw mnie - wychrypiał Alec przerywając ciszę. Jego głos był prawie niesłyszalny, lecz czarownik go zrozumiał i cofnął się kilka kroków.
- Ja tylko chce ci pomóc - szepnął Magnus.
Przed oczami chłopaka stanął obraz ich ostatniego spotkania, chwili, gdy jego świat legł w gruzach.
Po chwili zamrugał gwałtownie i skupił wzrok na czarowniku, ten odwzajemnił spojrzenie i przemówił.
- Pozwól mi sobie pomóc - jego głos był spokojny i opanowany. Magnus zaczął powoli zbliżać się do łóżka.
- Kocham cię - te słowa sprawiły, że stanął w miejscu.- Zawsze cię kochałem i zawszę będę kochał, nieważne c się stanie - dodał po chwili.- Ale czy ty mnie jeszcze kochasz? - zapytał spoglądając w kocie oczy Magnusa.- odpowiedz mi na to jedno pytanie, tylko jedno.
W Sali zapadła cisza, nikt się nie ruszał, jakby czas stanął w miejscu. Czarownik dostrzegł wyczekiwanie na twarzy chłopaka.
Westchnął.
- Zawsze cię kochałem i kocham nawet teraz - odpowiedział cicho.- i chcę żebyś wiedział, że wybaczyłem ci wszystko-jego głos był delikatny i lekko drżący.
W oczach Aleca zabłysły łzy i spłynęły po policzkach.
         Czarownik wyciągnął do niego rękę i otarł je, delikatnie muskając jego chłodną skórę opuszkami palców. Alec wpatrywał się w twarz Magnusa, a jego oczy odzyskały swój zwykły kolor.
Oczy, w których można utonąć- przemknęło przez głowę czarownika. I właśnie to zrobił; zagłębił się w nich, jak w bezkresnym oceanie, zapomniał o wszystkim, o ich zerwaniu, o tym gdzie się znajdują i po co tu przyszedł.
Istniał tylko on i Alec.
Nie wiedzieć, kiedy ich usta złączyły się w stęsknionym pocałunku. Najpierw wolno i delikatnie, później coraz szybciej, z większą namiętnością. Ich usta znały wspólny rytm niezliczonej ilości pocałunków i teraz odnalazły go bez trudu.
         Gdy w kocu odsunęli się od siebie, obydwaj ciężko dyszli jakby właśnie przebiegli maraton. Policzki Aleca poróżowiały. Chłopak uśmiechnął się nieśmiało, lecz po chwili zaniósł się kaszlem i splunął krwią na podłogę.
Z twarzy Magnusa zniknął uśmiech, przypomniał sobie, po co tu jest z bezlitosną dokładnością.
         Oddech Aleca stał się świszczący i wolny, rumieniec zniknął z jego twarzy, znów był blady jak ściana, lecz cały czas lekko uśmiechnięty. Wyciągną rękę i dotkną, delikatnie twarzy czarownika.
         Nagle poczuł silny, przeszywający ból w piersi i osunął się na poduszki oddychając z trudem. Cierpienie na powrót odmalowało się w jego oczach, które pociemniały. Alec nie mógł oddychać, czuł napierającą na niego ciemność. Zakręciło mu się w głowie i pociemniał przed oczami. Chłopak walczył,jednak ciemność pogrążyła go do reszty, a ból ustał.



***



Jace stał długie godziny przed drzwiami, wpatrzony niewidzący wzrokiem w ścianę. Było tak cicho, że aż dzwoniło mu w uszach.
Chłopak nie zauważył nawet, gdy zaczęło świtać, a pierwsze, nieśmiałe promienie słońca próbowały się przedrzeć przez grubą warstwę szarych chmur zasnuwających niebo.
         Jace nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Był bardzo zmęczony, nie zmrużył oka od dwóch dni, ale i tak nie mógł zasnąć, czuł, ż jego powinnością jest czuwać przy swoim parabatai. Jedne, co mógł teraz uczynić to stać tutaj i czekać, czekać w nieskończoność.



Nagle poczuł przeszywający ból w piersi. Nie mógł złapać tchu.
Spojrzał na swoją pierś i ogarnęło go przerażenie- runa parabatai krwawiła i bladła. Z czarnej stała się szara, a później jasno srebrna, prawie niewidoczna, lecz tak boleśnie przypominająca o stracie najbliższej osoby, z którą łączyła go nierozerwalna więź. Nierozerwalna, a jednak tak krucha. Łatwo było o niej zapomnieć, a teraz, gdy zniknęła czuł pustkę w sercu.
         Kolejna potężna fala bólu odebrała mu oddech. Upadł na marmurową posadzkę, uderzając w nią kolanami. Na jego twarzy po wielu dniach noszenia maski obojętności w końcu zagościły jakieś uczucia, ale był to potwory ból i bezgraniczna rozpacz.
         Chłopak ukrył twarz w dłoniach. Czuł jakby ktoś mu wyrwał serce, zabrał mu wszystko, co czyniło go człowiekiem, pozostała tylko pusta skorupa niezdolna do niczego, nawet do życia.


-------------------------------------------------------------------------------------------------



Proszę bardzo oto szósta notka trochę krótka, ale myślę, że wystarczy. Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za to, co w niej napisałam. Zachęcam do wyrażania opinii w komentarzach.
Następne rozdziały będą ukazywały się, co tydzień w niedzielę.
A tak przy okazji dziękuję za te wszystkie odwiedziny i komentarze to naprawdę wielka motywacja dla mnie.
Przepraszam za wszystkie błędy.
Pozdrawiam :D u mnie niestety pochmurno, ale mam nadzieję, że u was słonko przygrzewa 

~~ Lightwoodówna ~~


P.S. czytasz => komentuj

To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.



5 komentarzy:

  1. Padłam. Potrafisz wzbudzić emocje w czytelniku. Wszystko super tylko czemu tak krótko? No ale coż. Z tym większą chęcią czekam na następną notkę. Powodzenia w dalszym pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przez chwilę stali w milczeniu wpatrzeni w swoje twarze, jakby widzieli się po raz pierwszy." - przecież Alec leży, więc nie może stać :P
    Podoba mi się strona techniczna, ale mam uwagę do dialogów. Poprawnie powinno być tak:
    - Zostaw mnie - Alec zamknął oczy, by kocie towarzysza nie burzyły spokoju jego ducha. (chodzi o myślniki, zawsze są przed nimi spacje)
    " lecz czarownik go zrozumiał i cofnął się kilka kroków.
    - Ja tylko chce ci pomóc- szepnął Magnus nie ruszając się z miejsca." - to w końcu Magnus się ruszył czy nie?
    W jednym momencie wyraźnie brakuje akapitu.
    A teraz, co do rozdziału:
    Ożesz kurde no.
    Alec. Alec, nie!!!
    Jak mogłaś? O matko, to jedno z najsmutniejszych ranków w moim życiu.
    Biedny Jace. Biedny Magnus. Biedna Izz. Biedna Maryse.

    Krótki rozdział, ale gratuluję :) Zawarłaś w nim tyle uczuć, że aż przytłacza mnie icj nadmiar. Tak trzymaj! ;)

    Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. "jego błękitne włosy były teraz zamknięte" chyba oczy ale tak to rozdział był smutny ale wspaniały,pełen emocji.
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. JEZU, JEZU, JEZU! JAK TO? DDDD: KURDE, CO TU SIĘ DZIEJE, BOSZE! D; WSZYSCY TACY BIEDNI, JAK TO SIĘ MOŻE DZIAĆ?! D:

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz nadzieję, że cię nie zabiję, tak?
    Błąd.
    WYPCHAJ SIĘ!
    Błagałam, a ja prawie nigdy się przed nikim nie płaszczę. Olałaś to. Wolałaś wydrzeć na wierzch szczątki mojego serca, przypominając mi jeden z najsmutniejszych momentów w moim życiu, kiedy czytałam o śmierci Jema. Płakałam wtedy przez dwadzieścia minut. Dwadzieścia. A teraz ty, bezduszna, niewyżyta sadystko, musiałaś powtórzyć to samo, na moich trzech ulubionych postaciach. Oni na to nie zasługują. Wiesz, jak bardzo to boli?! Nigdy ci nie zapomnę tego cierpienia, które teraz czuję. Zniszczyłaś mnie. Pożałujesz tego. Na twoim miejscu nie zamykałabym oczu...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :D