Ręce miał pokryte krwią, która
mieszała się z deszczem. Woda spłukiwała
Szkarłat z jego piersi, ukazując runę, która
z czarnej zamieniała
się w srebrną,
Niszcząc wszystko, co miało w życiu
Willa sens.
Jem umarł.
Mechaniczna księżniczka
Magnus wszedł do Izby Chorych z lekkim ociąganiem. Nie był
gotowy, żeby zobaczyć Aleca, nawet nieprzytomnego, A ZWŁASZCZA nieprzytomnego.
Pierwsze, co go uderzyło po wejściu do pomieszczenia to
intensywny zapach krwi. Dopiero po chwili dostrzegł bladą, czarnowłosą postać
leżącą na pierwszym łóżku pod ścianą. Czarownik wiedział, że stan chłopaka jest
krytyczny, ale nie był gotowy na to, co zobaczył. Bladą zapadniętą twarz
okalały czarne posklejane krwią włosy, jego błękitne oczy były teraz zamknięte,
a długie rzęsy rzucały długie, cienkie cienie na jego jasne policzki.
Lecz najgorsze miało
dopiero nastąpić. Magnus podszedł chwiejnie do łóżka rannego. Serce czarownika
łomotało jak szalone, gdy patrzył na tak kochaną przez siebie twarz, teraz
pokaleczoną i brudną od krwi. Czarownik przesunął wzrok w dół zatrzymując go na
szkarłatnym bandażu opasającym pierś Aleca. Bane dotknął skóry chłopaka- jego
skóra była przerażająco zimna.
Jakby przez ten dotyk Alec się ocknął. Zamrugał powiekami,
próbując skupić wzrok na przybyszu, jego źrenice rozszerzyły się gwałtownie,
gdy zobaczył, kto to. Chłopak wciągnął ze świstem powietrze i zaniósł się
kaszlem.
Magnus cofnął rękę jakby się oparzył. Spoglądał na chłopaka
ze smutkiem w kocich oczach. Przez chwilę milczeli wpatrzeni w swoje twarze,
jakby widzieli się po raz pierwszy.
-
Zostaw mnie - wychrypiał Alec przerywając ciszę. Jego głos był prawie niesłyszalny,
lecz czarownik go zrozumiał i cofnął się kilka kroków.
-
Ja tylko chce ci pomóc - szepnął Magnus.
Przed
oczami chłopaka stanął obraz ich ostatniego spotkania, chwili, gdy jego świat
legł w gruzach.
Po chwili zamrugał gwałtownie
i skupił wzrok na czarowniku, ten odwzajemnił spojrzenie i przemówił.
-
Pozwól mi sobie pomóc - jego głos był spokojny i opanowany. Magnus zaczął
powoli zbliżać się do łóżka.
-
Kocham cię - te słowa sprawiły, że stanął w miejscu.- Zawsze cię kochałem i
zawszę będę kochał, nieważne c się stanie - dodał po chwili.- Ale czy ty mnie
jeszcze kochasz? - zapytał spoglądając w kocie oczy Magnusa.- odpowiedz mi na
to jedno pytanie, tylko jedno.
W
Sali zapadła cisza, nikt się nie ruszał, jakby czas stanął w miejscu. Czarownik
dostrzegł wyczekiwanie na twarzy chłopaka.
Westchnął.
-
Zawsze cię kochałem i kocham nawet teraz - odpowiedział cicho.- i chcę żebyś
wiedział, że wybaczyłem ci wszystko-jego głos był delikatny i lekko drżący.
W oczach Aleca zabłysły łzy i
spłynęły po policzkach.
Czarownik wyciągnął do niego rękę i otarł je, delikatnie
muskając jego chłodną skórę opuszkami palców. Alec wpatrywał się w twarz
Magnusa, a jego oczy odzyskały swój zwykły kolor.
Oczy,
w których można utonąć- przemknęło przez głowę czarownika. I właśnie to zrobił;
zagłębił się w nich, jak w bezkresnym oceanie, zapomniał o wszystkim, o ich
zerwaniu, o tym gdzie się znajdują i po co tu przyszedł.
Istniał tylko on i Alec.
Nie
wiedzieć, kiedy ich usta złączyły się w stęsknionym pocałunku. Najpierw wolno i
delikatnie, później coraz szybciej, z większą namiętnością. Ich usta znały
wspólny rytm niezliczonej ilości pocałunków i teraz odnalazły go bez trudu.
Gdy w kocu odsunęli się od siebie, obydwaj ciężko dyszli
jakby właśnie przebiegli maraton. Policzki Aleca poróżowiały. Chłopak
uśmiechnął się nieśmiało, lecz po chwili zaniósł się kaszlem i splunął krwią na
podłogę.
Z twarzy Magnusa zniknął
uśmiech, przypomniał sobie, po co tu jest z bezlitosną dokładnością.
Oddech Aleca stał się świszczący i wolny, rumieniec zniknął
z jego twarzy, znów był blady jak ściana, lecz cały czas lekko uśmiechnięty.
Wyciągną rękę i dotkną, delikatnie twarzy czarownika.
Nagle poczuł silny, przeszywający ból w piersi i osunął się
na poduszki oddychając z trudem. Cierpienie na powrót odmalowało się w jego
oczach, które pociemniały. Alec nie mógł oddychać, czuł napierającą na niego
ciemność. Zakręciło mu się w głowie i pociemniał przed oczami. Chłopak walczył,jednak
ciemność pogrążyła go do reszty, a ból ustał.
***
Jace
stał długie godziny przed drzwiami, wpatrzony niewidzący wzrokiem w ścianę.
Było tak cicho, że aż dzwoniło mu w uszach.
Chłopak nie zauważył nawet,
gdy zaczęło świtać, a pierwsze, nieśmiałe promienie słońca próbowały się
przedrzeć przez grubą warstwę szarych chmur zasnuwających niebo.
Jace nie był w stanie ruszyć się z miejsca. Był bardzo
zmęczony, nie zmrużył oka od dwóch dni, ale i tak nie mógł zasnąć, czuł, ż jego
powinnością jest czuwać przy swoim parabatai.
Jedne, co mógł teraz uczynić to stać tutaj i czekać, czekać w
nieskończoność.
Nagle
poczuł przeszywający ból w piersi. Nie mógł złapać tchu.
Spojrzał na swoją pierś i
ogarnęło go przerażenie- runa parabatai
krwawiła i bladła. Z czarnej stała się szara, a później jasno srebrna, prawie
niewidoczna, lecz tak boleśnie przypominająca o stracie najbliższej osoby, z
którą łączyła go nierozerwalna więź. Nierozerwalna, a jednak tak krucha. Łatwo
było o niej zapomnieć, a teraz, gdy zniknęła czuł pustkę w sercu.
Kolejna potężna fala bólu odebrała mu oddech. Upadł na
marmurową posadzkę, uderzając w nią kolanami. Na jego twarzy po wielu dniach
noszenia maski obojętności w końcu zagościły jakieś uczucia, ale był to potwory
ból i bezgraniczna rozpacz.
Chłopak ukrył twarz w dłoniach. Czuł jakby ktoś mu wyrwał
serce, zabrał mu wszystko, co czyniło go człowiekiem, pozostała tylko pusta
skorupa niezdolna do niczego, nawet do życia.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Proszę bardzo oto szósta
notka trochę krótka, ale myślę, że wystarczy. Mam nadzieję, że mnie nie
zabijecie za to, co w niej napisałam. Zachęcam do wyrażania opinii w
komentarzach.
Następne rozdziały będą
ukazywały się, co tydzień w niedzielę.
A tak przy okazji dziękuję za
te wszystkie odwiedziny i komentarze to naprawdę wielka motywacja dla mnie.
Przepraszam za wszystkie
błędy.
Pozdrawiam :D u mnie niestety
pochmurno, ale mam nadzieję, że u was słonko przygrzewa
~~ Lightwoodówna ~~
P.S. czytasz => komentuj
To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.
Padłam. Potrafisz wzbudzić emocje w czytelniku. Wszystko super tylko czemu tak krótko? No ale coż. Z tym większą chęcią czekam na następną notkę. Powodzenia w dalszym pisaniu :)
OdpowiedzUsuń"Przez chwilę stali w milczeniu wpatrzeni w swoje twarze, jakby widzieli się po raz pierwszy." - przecież Alec leży, więc nie może stać :P
OdpowiedzUsuńPodoba mi się strona techniczna, ale mam uwagę do dialogów. Poprawnie powinno być tak:
- Zostaw mnie - Alec zamknął oczy, by kocie towarzysza nie burzyły spokoju jego ducha. (chodzi o myślniki, zawsze są przed nimi spacje)
" lecz czarownik go zrozumiał i cofnął się kilka kroków.
- Ja tylko chce ci pomóc- szepnął Magnus nie ruszając się z miejsca." - to w końcu Magnus się ruszył czy nie?
W jednym momencie wyraźnie brakuje akapitu.
A teraz, co do rozdziału:
Ożesz kurde no.
Alec. Alec, nie!!!
Jak mogłaś? O matko, to jedno z najsmutniejszych ranków w moim życiu.
Biedny Jace. Biedny Magnus. Biedna Izz. Biedna Maryse.
Krótki rozdział, ale gratuluję :) Zawarłaś w nim tyle uczuć, że aż przytłacza mnie icj nadmiar. Tak trzymaj! ;)
Czekam na nn ^^
"jego błękitne włosy były teraz zamknięte" chyba oczy ale tak to rozdział był smutny ale wspaniały,pełen emocji.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny
JEZU, JEZU, JEZU! JAK TO? DDDD: KURDE, CO TU SIĘ DZIEJE, BOSZE! D; WSZYSCY TACY BIEDNI, JAK TO SIĘ MOŻE DZIAĆ?! D:
OdpowiedzUsuńMasz nadzieję, że cię nie zabiję, tak?
OdpowiedzUsuńBłąd.
WYPCHAJ SIĘ!
Błagałam, a ja prawie nigdy się przed nikim nie płaszczę. Olałaś to. Wolałaś wydrzeć na wierzch szczątki mojego serca, przypominając mi jeden z najsmutniejszych momentów w moim życiu, kiedy czytałam o śmierci Jema. Płakałam wtedy przez dwadzieścia minut. Dwadzieścia. A teraz ty, bezduszna, niewyżyta sadystko, musiałaś powtórzyć to samo, na moich trzech ulubionych postaciach. Oni na to nie zasługują. Wiesz, jak bardzo to boli?! Nigdy ci nie zapomnę tego cierpienia, które teraz czuję. Zniszczyłaś mnie. Pożałujesz tego. Na twoim miejscu nie zamykałabym oczu...