sobota, 8 marca 2014

Rozdział IV Gdy umiera nadzieja







Ok­ropnie przyk­ro jest pat­rzeć, jak umiera nadzieja.
Simone de Beauvoir





Izzy weszła cicho do Izby Chorych. Spojrzała w stronę Aleca; Jace pochylał się nad bratem i trzymał go za rękę. Niebieskooki spoglądał wprost na blondyna, w jego oczach oprócz bólu Izzy dostrzegła miłość i coś jeszcze, czego nie mogła odszyfrować.
Dziewczynie ścisnęło się serce. To może być ich ostatnia rozmowa- przemknęło jej przez głowę, ale szybko odgoniła posępne myśli.
Podeszła do nich cicho i opadła na taboret, obok łóżka. Byli oni tak zajęci sobą, że nie zauważyli przybycia dziewczyny, a ona nie miała zamiaru im przerywać. Zamiast tego spoglądała na nich nieśmiało.
Po chwili Jace poderwał głowę i spojrzał ze zdziwieniem na Izzy, ale nic nie powiedział.
Alec wolno odwrócił głowę w stronę dziewczyny. Jego niebieskie oczy były przepełnione smutkiem i bólem.
Nikt nic nie mówił, wszyscy spoglądali na siebie nawzajem.
Izzy złapała brata za rękę, ten odwzajemnił słaby uścisk i spróbował się uśmiechnąć, ale tylko zaniósł się głośnym, duszącym kaszlem. Izzy spojrzała na niego zaniepokojona. Chłopak mocniej zacisnął palce na dłoni siostry. Oddychał szybko i płytko. Był strasznie blady, szkarłat odcinał się groteskowo od jego jasnej skóry. Dziewczyna odgarnęła czarne, posklejane od krwi włosy z czoła chłopaka, cały czas trzymając go za rękę.
Jego skóra była zimna jak lód, a puls na nadgarstku bił wolno i niemiarowo. Zwalniał w miarę jak trucizna rozchodziła się po ciele Aleca- pomyślała dziewczyna. Nie widziała, ile jeszcze czasu mu zostało, ale była pewna, że niewiele.
Pogrążona w tych strasznych myślach, nie zauważyła, gdy Jace wyszedł z sali. Izzy cały czas wpatrywała się w brata, miał zamknięte oczy- spał lub znowu stracił przytomność- nie wiedziała.
W jej oczach zabłysły łzy, jeszcze nigdy tyle nie płakała. Czuła w sercu cierpienie Aleca. Wiedziała, że nie może mu pomóc choćby niewiadomo jak bardzo chciała. Izzy czuła się winna. Gdyby umiała go pocieszyć, porozmawiać z nim… może by nie wyszedł z Instytutu i to wszystko by się nie wydarzyło… tak gdyby…
Z zamyślenia wyrwał ja cichy głos.
- Nie obwiniaj się- powiedział chłopak, jakby czytał jej w myślach.- To nie twoja wina.- Jego głos był słaby, ale wyraźny.
- Ale… przecież …- głos jej się łamał, a łzy spływały po policzkach.
- Ciii…- szepnął Alec.- Teraz już nic nie zmienisz.-Jego głos był coraz cichszy, jakby oddalał się od niej, z każdym wypowiedzianym słowem.
- Przepraszam…- powiedziała Izzy prawie bezgłośnie, zalewając się łzami.
Chłopak mocniej ścisnął jej dłoń. Dziewczyna spojrzała na niego i otarła łzy drżącą ręką.
- Co mogę dla ciebie zrobić?- zapytała się.
Alec westchnął i skrzywił się z bólu.
- Możesz tu ze mną zostać- szepnął i zamknął oczy. Uścisk jego dłoni się rozluźnił i opadła bezwładnie na kołdrę.
Isabelle siedziała przy bracie i przyglądała się jego bladej, ściągniętej twarzy.
Chociaż Izzy była bardzo zmęczona, nie zmrużyła oka, cały czas czuwała przy Alecu.


        
Z głębokiego zamyślenia wyrwał ją trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Dziewczyna odwróciła wolno głowę w tamtą stronę. Do Izby Chorych weszła Maryse w towarzystwie dwóch Cichych Braci. Ich pergaminowe szaty łopotały im wokół kostek, gdy podchodzili do Aleca.
Odsuń się dziewczyno- usłyszała naglący głos w swojej głowie.
Nie lubiła Cichych Braci, przyprawiają ja o dreszcze. Byli bardzo potrzebni i mądrzy, ale brakowało im tego, co ludzkie; miłości, współczucia, czy empatii.
Izzy czuła się tak, jakby oglądała wszystko z daleka, jakby nie miała wpływu na przebieg wydarzeń. Odsunęła się mimowolnie od łóżka chłopaka.
Jeden z Braci zajął jej miejsce, drugi stanął obok niego, przemieszczali się płynnie, jakby unosili się nad podłogą.
Izzy stanęła obok matki, miała ona zapuchnięte i zaczerwienione oczy, jakby płakała, ale przecież ona nigdy nie płacze. Dziewczyna przyglądała się poczynanią Cichych Braci. Pochylili się nad chłopakiem, przyglądając mu się swoimi niewidzącymi, zaszytymi oczami.
Po chwili jeden z nich podniósł głowę- cały czas nie zdejmując kaptura- i powiedział w ich głowach: Musicie stąd wyjść- jego głos był delikatny, lecz stanowczy, było w nim coś, co czyniło go bardziej ludzkim niż innych Cichych Braci, Izzy ten głos wydał się znajomy.
- Nie zostawię go!! – krzyknęła dziewczyna podchodząc bliżej brata, ciekawe czy ją słyszał.
- Oni mu pomogą- szepnęła jej do uch matka, głos jej drżał, była bliska łez.
Izzy jeszcze chwilę stała w miejscu, bez słowa, a potem opuściła posłusznie pomieszczenie wraz z Maryse. Zatrzymała się w drzwiach i posłała ostatnie smutne spojrzenie w stronę Aleca.



Gdy wyszły razem na korytarz, Isabelle zdała sobie sprawę, że jest już noc. Z okna na końcu korytarza sączył się słaby blask księżyca, posrebrzając wszystko w pobliżu. Żadna lampa nie świeciła się na korytarzu.
Maryse zdążyła już zniknąć za zakrętem, gdy nogi ugięły się pod dziewczyną i upadła z głuchym łoskotem na marmurową posadzkę, jej drżący oddech odbija się echem od wyłożonych boazerią ścian, była tu zupełnie sama.
Oparła się plecami ścianę i podciągnęła kolana do klatki piersiowej.
Zastanawiała się, co Cisi Bracia robią Alecowi. Na samą myśl o wymyślnych narzędziach i skomplikowanych urządzeniach, których mogli używać przeszył ją dreszcz. A może pomogą mu, może jeszcze nie jest za późno.
Zagłębiona we własnych myślach nawet nie zauważyła, gdy odpłynęła w objęcia Morfeusza.



***



Maryse znalazła Jace’a w bibliotece. Siedział przy długim, dębowym stole w kącie pomieszczenia. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w okno.
Chwilę się wahała, aż w końcu podążyła w jego stron. Stanęła przed chłopakiem, zasłaniając mu widok, lecz on cały czas patrzył przed siebie pustym wzrokiem.
Maryse westchnęła.
- Jace…- zaczęła i znów westchnęła.- Przyszli Cisi Bracia- dokończyła, siadając na rzeźbionym krześle z wysokim oparciem.
Położyła łokcie na wypolerowanym blacie i ukryła twarz w dłoniach. Jej aksamitne, czarne włosy spłynęły kaskadą po jej ramionach.
W bibliotece zapadła głęboka, prawie namacalna cisza. Było tylko słychać rytm ich udręczonych serc. Jej- spokojny, jego- szybki i niemiarowy.
Maryse wiedziała, że Jace cierpi razem z Alekiem, ale nie mogła nic na to poradzić, byli w końcu swoimi parabatai. Znając Jace’a obwiniał się za wszystko, co się stało- a przecież to nie była jego wina.
Chłopak poderwał się gwałtownie z krzesła, o mało, co je przewracając.
Wybiegł z biblioteki zamykając za sobą, z łoskotem wielkie, drewniane drzwi.



Jace stanął przed Izbą Chorych. Nacisnął klamkę, jednak drzwi się nie otwarły, wściekły kopnął w nie z frustracją.
Zaalarmowana hałasem Izzy, otworzyła senne oczy i pojrzała na chłopaka. Blondyn spostrzegł ją dopiero teraz i zdziwiony patrzył jak podnosi się wolno z podłogi.
- Nie wpuszczą cię- powiedziała i ziewnęła.
Oczy miała zaczerwienione, jakby długo płakała zanim zasnęła.
Jace otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna nigdy nie dowiedziała się, co, bo w tej chwili drzwi do Izby Chorych otwarły się ukazując wysoką postać Brata Zachariasza.
Gdzie jest Maryse?- Pytanie zabrzmiało w ich głowach.
- W bibliotece- odpowiedział automatycznie Jace.
Cichy Brat podążył we wskazanym kierunku. Chłopak poszedł za nim.
- Co z nim?- dopytywał się, ale nieskutecznie.
Po chwili Izzy podążyła za nimi.



Maryse wciąż siedziała przy długim stole, gdy weszli do biblioteki. Podniosła głowę i spojrzała na nowoprzybyłych, Miała wilgotne, zapuchnięte oczy, szybko je otarła wierzchem drżącej dłoni.
Jace stanął przy drzwiach i skrzyżował ręce na piersi, Izzy stanęła obok niego.
Brat Zachariasz podszedł do kobiety. Gdy ta wstała przemówił w ich głowach głębokim, smutnym głosem: Nic nie możemy już dla niego zrobić.
Oczy Maryse rozszerzyły się i jakby zaszły mgłą. Jace nawet nie drgnął, stał z kamienną twarzą nie wyrażającą żadnych uczuć. Po policzkach Izzy popłynęły gorące łzy.
On nie dożyje ranka- dodał, po czym nałożył kaptur i opuścił bibliotekę z pochyloną głową.
Zatrzymał się jeszcze, przy Jace’ie i powiedział- współczuje ci Nocny Łowco- chłopak spojrzał na Cichego Brata ze zdumieniem i dostrzegł wyblakłą runą parabatai na jego obojczyku, tylko częściowo zakrytym szatą.
Maryse zaczęła się trząść. Czuła, że tego ni wytrzyma… najpierw Max teraz Alec, dlaczego to wszystko ją spotyka. Kolana się pod nią ugięły i upadła na zimną, kamienna podłogę, ukrywając twarz w dłoniach. Izzy chciała podbiec do matki, pocieszyć ją, ale coś ją zatrzymało, nie mogła ruszyć się z miejsca.



***



Jace pobiegł do Izby Chorych, a Izzy podążyła za nim ocierając oczy, jednak zaraz znów, po policzkach pociekły jej łzy.
Musiała przyspieszyć, aby dogonić chłopaka. Gdy zrównała z nim krok zauważyła, że jego twarz spowija kamienna maska, nie wyrażająca żadnych uczuć,
Skręcili razem w korytarz prowadzący do Izby Chorych. Zdążyli jeszcze dostrzec rąbek pergaminowej szaty Cichego Brata, znikający za zakrętem.
Chłopak wszedł do pomieszczenia jako pierwszy, Izzy jednak, wahała się chwilę, po czym podążyła w ślad za blondynem.
Pierwsze, co spostrzegła to krew. Znów pokrywała wszystko w sali.
Oczy dziewczyny zaszły łzami, gdy spojrzała na brata. Był jeszcze bledszy niż wcześniej, jeśli to w ogóle możliwe. Bandaż na jego piersi był przesiąknięty szkarłatem, chłopak miał zapadnięte policzki wilgotne od potu i krwi włosy.
Jace usiadł na krześle obok łóżka Aleca.
Izzy czuła się pusta jakby całe powietrze z niej uciekło. Nogi odmówiły jej posłuszeństwa, nie mogła ruszyć się z miejsca. To wszystko ją przytłaczało. Wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń.
Nagle pewna myśl wyrwała ją z odrętwienia. Może to coś da – pomyślała, gdy opuszczała salę. W drzwiach zatrzymała się i spojrzała na brata leżącego bez ruchu pośród bieli i szkarłatu. To mógł być ostatni raz, gdy widzi go żywego- pomyślała i wyszła z pomieszczenia.



-------------------------------------------------------------------------------------------------


Jest to już 4 notka. Nie dzieje się w niej zbyt dużo, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Teraz staram się skupić na tym, jak każdy będzie przeżywał ostatnie chwilę z Alekiem,( chociaż nie mówię, że na pewno umrze).
Jestem nieźle nakręcona, bo niedawno licznik wybił piękne 200 odwiedzin, dziękuje wszystkim, którzy się do tego przyczynili, jesteście wielcy. Oby tak dalej, więc odwiedzajcie, komentujcie i obserwujcie :D
Pozdrowiona i miłego weekendu. U mnie słonko grzeje i jest pięknie.
 Kocham was wszystkich.


~~ Lightwoodówna ~~













4 komentarze:

  1. O rany! Zakończyć w takim momencie! Dziewczyno dobijesz mnie. Ale notka jest super. Z niecierpliwością czekam na następne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :) Wpadam po poleceniu, przeczytałam wszystkie rozdziały i mam parę uwag.
    1. Do rozdziału:
    - oddech nie może być trzęsący się, nogi tak.
    - literówki. Tak, jak ktoś już pisał, warto, byś przejrzała tekst przed opublikowaniem, wyłapiesz błędy, niedociągnięcia, a my nie będziemy się czepiać ;)
    - przecinki (to nie tylko do rozdziału, dotyczy całości opowiadania) - ich brak może w całości zmienić kontekst zdania, pilnuj ich ;)
    - rozumiem, że język polski jest językiem trudnym nawet dla Polaków, ale jesteś już n-tą blogerką, która błędnie odmienia czasowniki w czasie przeszłym dla 3 osoby liczby pojedynczej męskiej. Nie 'zamkną', a 'zamknął' (nie razi Cię kończenie czasownika na 'ą'?). "Jace stanął przed Izbą Chorych. Nacisną klamkę jednak drzwi się nie otwarły, wściekły kopnął w nie z frustracją."- w pierwszym zdaniu poprawnie, w drugim nie. Dlaczego? (to się również tyczy całego opowiadania)
    2. Uwagi ogólne, głównie sprawy technicznej
    - byłoby ładnie, gdybyś pisała z akapitami :)
    - coś, co zraziło mnie na samym początku: "- W bibliotece.- Odpowiedział automatycznie Jace."- otwórz leżącą najbliżej Ciebie książkę i napisz mi, czy w dialogach przed myślnikami są kropki? Nie? To dlaczego je robisz?

    Koniec z marudzeniem, teraz pozytywy ;)
    Świetny pomysł na historię, choć ułatwiłaś sobie sprawę- nie musisz zarysowywać postaci, ani ich charakteryzować, gdyż są to postaci z książek- nie winię, chciałam bardzo poczytać coś o Nocnych Łowcach.
    Początek dramatyczny podbił moje serce :)

    Obstawiam, że Alec się jakoś wyliże, po coś Izzy w końcu dzwoniła do Magnusa, prawda?
    Masz pomysł, tworzysz świetne opisy, które nadają tonu wydarzeniom, akcja drastycznie nie przyspiesza, wszystko pisane przejrzyście i w pełni czytelnie, wyobraźnia czytelnika działa.

    Na koniec mojego wywodu mogę Ci życzyć dużo, dużo, dużo weny, obyś stworzyła dla nas milion świetnych rozdziałów :)
    Obserwuję i komentuję :)

    Czekam na nn ^^

    Pozdrawiam,
    Cleo Miachar Cullen

    P.S Byłoby miło, gdybyś usunęła weryfikację obrazkową ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie, akcja się zagęszcza. *0* Oh, mam dziwne wrażenie, że tym Cichym Bratem, był nie kto inny, a Zachariasz (aż łzy stanęły mi w oczach). ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się, mój ukochany Jem... Jedna z najpiękniejszych historii, jakie czytałam i postać, przy której zdecydowanie wylałam najwięcej łez. Przy ,,Mechanicznej księżniczce" płakałam godzinami, przez całą książkę, jakby ktoś wciąż odkręcał kran w moich oczach. Za każdym razem, gdy pojawiało się imię Jema, moje serce krwawiło. Jest cudowny.

    Okay, wróćmy do rozdziału. Chociaż właściwie mogę dalej ciągnąć komentarz w podobnym klimacie. To było tak smutne... Ostatnie chwile, dotyk, spojrzenie, jakie przeżywa się z ukochanym bratem, synem czy parabatai. I ten tekst ,,nic już nie możemy dla niego zrobić". Zapadłam się w sobie jak przekłuty balon. Dobiłaś mnie. Magnus, błagam cię, przyjedź i go uratuj, bo mojego biednego, już i tak zniszczonego serca nawet ty nie będziesz w stanie naprawić. Historia piękna, wzruszająca i wyjątkowa. Ehh... Chyba idę czytać dalej. Błagam cię, nie rób mi tego...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :D