"Ich życie płonęło jasno jak płomień świecy...
I równie łatwo było je zgasić."
Ból nie ustępował, ale Jace podniósł się chwiejnie z
podłogi i podszedł do drzwi, przed którymi wcześniej stał. Otworzył je i wszedł
do środka.
Stanął jak wryty, kilka kroków od drzwi. To, co ujrzał na
zawsze utkwiło mu w pamięci.
Nieruchome ciało Aleca
spoczywało na zakrwawionym łóżku. Jego ręce były ułożone wzdłuż ciała. Oczy
miał lekko rozchylone, a błękitne tęczówki pokrywała jakby mgiełka.
Magnus siedział tyłem do Jace’a. Twarz skrył w dłoniach, a
łokcie oparł na brzegu łóżka Aleca. Czarownik trząsł się na całym ciele.
- Alec!!! - z gardła Jace’a dobył się ochrypły krzyk.
Chłopaka stał w miejscu nie
mogąc wykonać żadnego ruchu. Patrzył przerażony na nieruchome ciało
przyjaciela.
Jace nie zauważył, kiedy Izzy weszła do sali. Spojrzała na
brata, a jej oczy rozszerzyły się gwałtownie i zaszły łzami. Była blada jak
ściana. Podbiegła zrozpaczona do Aleca.
-
Obudź się, obudź!! Proszę, obudź się… - krzyczała potrząsając Aleca za ramię.
Jace cały czas stał w miejscu niezdolny do zrobienia
czegokolwiek.
Po chwili do Izby Chorych wpadła Maryse. Na pewno usłyszała
krzyki córki. Gdy tylko zrozumiała, co się stało stanęła jak wryta, by po
chwili opuścić pomieszczenie ze łzami w oczach.
Jace w końcu się otrząsnął i lekko chwiejnym krokiem
podszedł do reszty osób zgromadzonych w Sali. Chłopaka położył dłoń na ramieniu
Izzy, jednak dziewczyna ją strąciła szlochając cicho.
Jace podszedł jeszcze bliżej
Aleca i wyciągnął drżącą dłoń by zamknąć mu powieki.
-Ave
atque vale - wyszeptał zachrypniętym głosem. Witaj i żegnaj.
Jace
nie pamiętał przybycia Cichych Braci, wciąż powracała myślami do błękitnych
oczu wpatrzonych niewidzącym wzrokiem w przestrzeń.
***
Alec
nie żyje - powoli docierała do niego ta bolesna prawda i dotarło do niego coś
jeszcze - to była jego wina, nie zdołał go uratować. Może gdyby przybył
wcześniej, gdy Izzy po raz pierwszy do niego zadzwoniła… może by zdążył…
Magnus
nie był w stanie ruszyć się z krzesła, cały czas siedziała przy łóżku, teraz
już pustym, ale cały czas pokrytym krwią.
Był to najgorszy dzień jego życia. Już wiele razy tracił
bliskie osoby, ale nigdy jeszcze tego tak nie przeżył. Czuł się zdruzgotany,
jego serce pękło na miliony maleńkich kawałków.
Już dawno Cisi Bracia zabrali ciało chłopaka do Cichego
Miasta, ale czarownik wciąż siedział w opustoszałej Sali dla chorych, niezdolny
do jakiegokolwiek działania. Mógł tylko tak tkwić przez resztę wieczności.
Myślał już o zakończeniu tego wszystkiego, o wbiciu sobie
sztyletu w serce, ale uświadomił sobie, że Alec nigdy by mu tego nie wybaczył.
Przez te długie dni, po ich rozstaniu, Magnus czuł pustkę w
sercu, tęsknił za Alekiem, ale wiedział, że gdzieś tam on wciąż żyje, mimo, że
nie chce się z nim widzieć. A teraz… już nigdy go nie zobaczy, już nigdy z nim
nie porozmawia, nie utonie w głębi błękitnych oczu. Było jeszcze tyle rzeczy,
których mu nie powiedział, tyle niewypowiedzianych słów.
To wszystko go przytłaczało.
Jedynym światełkiem w tunelu była świadomość, że powiedział
Alekowi, że mu wybacza i, że go kocham…
Fala
potwornego bólu przeszyła jego serce niczym włócznia, gdy przypomniał sobie te
błękitne oczy wpatrzone w niego z miłością i bólem.
Przypomniał sobie też
przyjęcia, na którym poznał Nocnego Łowcę, ich szczęśliwe chwile razem i ten
okropny dzień na starej stacji metra…
Te
wszystkie obrazy przemykały mu przed oczami jak przyspieszony film, zlewając
się w jedno, ale we wszystkich scenach pojawiały się te piękne błękitne oczy.
Oczy, w których Magnus utonął
w dniu ich pierwszego spotkania, te oczy, które patrzyły na niego z taką czułością
zaraz przed śmiercią…
Dopiero po dłuższej chwili uświadomił sobie, że nie jest już
sam w pomieszczeniu. Obok niego stała wysoka, czarnowłosa dziewczyna wyraźnie
zmartwiona. Jej dłoń spoczywała na ramieniu czarownika.
Magnus zastanawiał się,
dlaczego tu przyszła, czemu nie jest z resztą swojej rodziny.
Nie widział jak długo tak już
stała, wpatrzona w zakrwawione łóżko, nie odzywając się ani słowem.
Czarownik przyglądał jej się smutnymi oczami. Dziewczyna
miała na sobie długą białą sukienkę z czerwonymi runami – strój żałobny. Jej
długie włosy spływały czarną kaskadą po plecach.
Mimo, że przepełniała ją
rozpacz wciąż była władcza, piękna i niebezpieczna niczym królowa wojny
Chyba zdała sobie sprawę, że Magnus jej się przygląda, bo
odwzajemniła spojrzenie. Jej piękne czarne oczy wypełniały łzy.
Magnus długo zastanawiał się jak ją, choć odrobinę
pocieszyć. Długo nie przychodziło mu nic do głowy, więc z braku lepszych
pomysłów, powiedział:
-
A… Alec nie chciałby, żebyś była przez niego smutna- mówił cicho, kojącym
głosem.
Dziewczyna
wybuchnęła głośnym płaczem.
-
Bo… bo ja… ja nie mogę zrozumieć… jak to możliwe, że… że jego już nie ma – jej
głos drżał tak bardzo, że Magnus z trudem zrozumiał jej słowa.
-
Izzy …- zaczął, ale nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
Nie wiedzieć, kiedy znaleźli
się w swoich objęciach, a po ich policzkach spływały łzy. Snutek i żal, rozpacz
i zagubienie… te wszystkie emocje kotłowały się w nich obojgu.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto połowa 7 rozdziału… tylko
połowa, ponieważ nie dałam rady przepisać więcej, z tej prostej przyczyny,
że w moim domu właśnie trwa remont i niekoniecznie mam czas i warunki na
pisanie bloga. Przepraszam.
Możliwe, że druga część
rozdziału ukaże się w środku tygodnia, ale nic nie obiecuję.
Wielkimi krokami zbliżamy się
do końca tego opowiadania, a ja wciąż nie mam pomysłu, co opisać w następnym,
więc proszę was podrzucajcie pomysły wydarzeń, które mogłabym opisać w następnym
opowiadaniu. Może być związane z Malekiem, ale nie musi. Będę wdzięczna za
każdą propozycję.
Jeżeli wykorzystam czyjś
pomysł 1 rozdział zostanie tej osobie/ tym osobom zadedykowany.
Z góry dziękuję za wszystkie
pomysły i życzę udanego poniedziałku :D
~~ Lightwoodówna ~~
P.S. czytasz => komentuj
To wielka motywacja dla mnie, nawet, jeżeli krytykujecie.